poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Nie będzie mnie...

Opowiadania, formularze lub cokolwiek innego proszę wysyłać do innego administratora ! Nie będzie mnie do dnia 14 ;) 
Pozdrawiam i do zobaczenia ;3
Bellis

środa, 29 lipca 2015

Od Bellis CD Arna

- To bardzo miłe - westchnęłam. - Ale nikomu nie jest łatwo po stracie partnera...
- Nie zamartwiaj się. Masz mnie. - odpowiedział Arno.
- Nie rozumiem - zdziwiłam się. - Co masz na myśli ?
Basior milczał. Przysunął się do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. 


Dostrzegłam tam mnóstwo miłości, oddania i ciepła... 
Styknęły się nasze nosy. Była to chwila piękna, dla mnie i dla niego. Po chwili powoli odsunęłam głowę i polizałam go po poliku...

<Arno?>

Maydrin odchodzi...

Powód - decyzja właściciela
Żegnaj Maydrin

wtorek, 28 lipca 2015

Od Bellis - Intruzi

Postanowiłam zbadać obrzeża watahy. Jeśli będą niezamieszkałe tereny, staną się nasze. Ruszyłam w stronę rzeczki (tej od której wszystko się zaczęło). Kierując się w jej stronę tereny były opustoszałe. Dawno tu nie byłam - pomyślałam. Nie chciałam się zatrzymywać mimo, iż zwierzyna sama prosiła się o złapanie. 

~15 minut później~

Powoli obwąchiwałam drzewa, trawy, gałązki, liście i ziemie. Przypadkiem wtargnęłam na tereny większej i silniejszej watahy (nie mam pojęcia dlaczego mój węch zawiódł). Podniosłam głowę i to co zauważyłam przeszło moje najśmielsze marzenia ! Piękna zdrowa trawa, wielkie łąki i lasy, stada saren ! Mnóstwo zajęcy i łosi ! Ach jak tam było cudownie ! Nie mogłam powstrzymać chęci polowania. Ruszyłam na ogromnego jelenia. Dziwem zwierzęta były dość spokojne, coś na nie wpływało... Wbiłam kły w tętnicę i stworzenie padło. Mięso miało znacznie różniący się smak... było takie mdłe i niesmaczne. Mimo to jadłam dalej. Ni stąd, ni zowąd usłyszałam ostrzegawcze wycia wilków. Nie miały mnie ostrzec... a ich przede mną. Musiałam uciekać ! Odskoczyłam od upolowanego jelenia i oddalałam się truchtem, cały czas patrząc w tył. Dostrzegłam szarżujące w moją stronę wilki, zapewne znajdujące się na stanowisku zabójców. Byłam przerażona (kto by nie był - sześć na jednego) ! Przyśpieszyłam... dzięki temu, że jestem szczupłej budowy i posiadam długie nogi, basiory nie były w stanie mnie dogonić. Gdybym nie spoglądała za nimi, nie wpadła bym w mały dołek, który wykręcił mi łapę. Jak na złość stałam się znacznie wolniejsza. Prowadzący basior skoczył mi tylne nogi, po czym przerzucił mnie na plecy. 
- Co tu robisz ?! - wrzasną ukazując śnieżnobiałe kły.
Był to wilk diabłów. Mało znana rasa. "Gatunek" ten występuję tylko u basiorów. Żyją głównie z zabijania, to sprawia im radość i daje im siłę. Nieulęknione i silne. Jednak każdy z nich chowa w sobie szarmanckość i pół dobrego serca, jednakże rzadko, wręcz nigdy nie do tego nie dopuszczają. Potrafią panować nad innymi gatunkami zwierząt, dlatego jeleń był spokojny i nie smaczny (łatwiej im złapać, smak nie ma dla nich większego znaczenia).
- Jestem Bellis ! - odpowiedziałam pewnie, chcąc wzbudzić respekt. - Alpha sąsiadującej z wami watahy ! Jestem tu przez przypadek ! - krzyknęłam z przerażającym warkotem.
- I przez przypadek upolowałaś jelenia ?! Naszego jelenia !!!
Nie wiedziałam co powiedzieć. Potrzebowałam pomocy ! Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam za krzakiem wilka z mojej watahy !

<Kto kol wiek, fajnie by było gdyby odpowiedział więcej niż jeden wilk C:)

środa, 15 lipca 2015

Potrzebny jeszcze jeden ADMIN !

W związku z wakacjami i mą mniejszą aktywnością poszukuję jeszcze jednego (ewentualnie dwóch) Administratorów. Chętni niech zgłaszają się w komentarzu pod tym postem i na howrse/doggi. Z góry dziękuję chętnym :*
Bellis

sobota, 27 czerwca 2015

Od Maydrina CD Powerlessa

Nie chciałem zginąć w ten sposób. Znaleziony na dnie morza bez możliwości pożegnania się z tymi, których poznałem od czasu ucieczki z laboratorium. Tak naprawdę nigdy nie myślałem o tym, gdzie i kiedy zginę, ale wydawało mi się, że nie nastąpi to szybko…może się myliłem.
Gdy zaczęliśmy spadać w dół, uświadomiłem sobie, że nie umiem pływać. Rzadko miewałem kontakt z wodą, a jeżeli już to nie pływałem w morzu czy jeziorze, gdzie dno było setki metrów pode mną.
Albo utrzymam się na powierzchni albo utonę.
Z głośnym pluskiem wpadliśmy do wody, spleceni razem jak jedno ciało. Może to miało złagodzić upadek. Potem woda znalazła się wszędzie, wypełniła mi gardło, wpadła do płuc. Przed oczami miałem tylko błękit morza, słyszałem ciszę morskich głębin. Zacisnąłem usta i zamachałem łapami, by wydostać się na powierzchnię. Moje płuca płonęły, czułem jak tracę siły. Rozpaczliwie machałem łapami, ale to nic nie dawało. Oczy piekły mnie, ale nie zamknąłem ich. Byłem przerażony tym, że za chwilę umrę.
I wtedy, dziwna rzecz, woda jakby rozstąpiła się przede mną. Wcześniej czułem wszechobecne uczucie ciężkości jakby ktoś nieustannie trzymał mnie za ogon i ciągnął w dół. Miałem wrażenie, że teraz to ustąpiło i mogłem poruszać się tak jakbym był w powietrzu. Odepchnąłem się nogami a woda stężała w miejscu, gdzie zetknęła się z moimi łapami. Przepłynąłem kawałek. Rozejrzałem się za Powerlessem. Był tam, kilka metrów pode mną, wolno opadał w dół. Oczy miał zamknięte, ciało bezwładne. Bałem się, że nie dam rady do niego dopłynąć, że tylko przez chwilę mogłem poruszać się w wodzie, a za chwilę stracę siły i morze mnie pochłonie, uczyni swoją kolejną ofiarą. Ale jednak się udało. Złapałem Powerlessa, chociaż bardziej to wyglądało jakbym go przytulał, ponieważ chwyciłem go wpół i chwilę odczekałem, by nabrać siły. Dryfowaliśmy razem w tej bezdennej ciszy. W końcu odepchnąłem się i popłynęliśmy na powierzchnię.
Płuca wciąż paliły, ale odkryłem, że ten ból stał się częścią mnie, tak samo jak piekące oczy. Czułem go, ale nie przeszkadzał mi w parciu naprzód. Jedyne, co się teraz liczyło to ocalenie nas oboje, mnie i Powerlessa. Bałem się, że może umrzeć, zanim dotrzemy na ląd. Kto wie, może on już umarł, a ja niepotrzebnie ciągnę go na powierzchnię. Zamknąłem na chwilę oczy. Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. To ja namówiłem Powerlessa na tą wyprawę na Magiczną Skałę i gdyby nie to, może wciąż by żył. W następne odepchnięcie włożyłem część mojej złości. Pomknęliśmy w górę.
Nie pamiętałem, ile czasu zajęło nam wypłynięcie na powierzchnię. Gdy już wychyliłem łeb nad wodę, poczułem jak wiatr targa moje futro. Zanurzyłem się od razu z powrotem, bo Powerless nie należy do najlżejszych wilków i nie mogłem utrzymać go przez cały czas na powierzchni. Jeszcze tylko dwa razy wystawiłem łeb nad wodę- pierwszy, by przeczesać wzrokiem okolicę w poszukiwaniu smoka i drugi, by zlokalizować ląd.
Gdy tak holowałem Powerlessa, przyszło mi na myśl, dlaczego nie czuję się zmęczony. Tyle wysiłku, a moje mięśnie nawet nie zaczęły pojękiwać z bólu. Nie zajmowałem się tym dłużej, bo był to tylko głupi temat do rozmyślań. Musiałem zająć się czymś ważniejszym.
Wkrótce dopłynęliśmy do lądu. Nie wiedziałem, czy była to tylko mała wysepka czy nie, ale z ulgą przyjąłem fakt, iż wreszcie mogę puścić Powerlessa, a on nie zacznie opadać na dno. Przewróciłem go na plecy i wsłuchałem się w jego oddech. Nie usłyszałem nic, ale starałem się nie panikować. Kilka uciśnięć klatki piersiowej wystarczyło, by basior zakaszlał i wypluł wodę na piasek. Leżał chwilę, dochodząc do siebie. Dałem mu chwilę na odpoczynek, a tym czasie rozglądnąłem się wokół, szukając wzrokiem smoka. Nie widziałem ani jaskini, którą opuściliśmy, ani wodospadu ani niczego… Musiałem odpłynąć daleko.
Płuca i gardło wciąż mnie piekły i nagle poczułem mdłości. Odwróciłem się i zwymiotowałem. Wodą. Chwilę później zacząłem kaszleć, a z pyska również popłynęła mi woda. Przestraszyłem się. O co chodzi? Wyglądało to tak, jakbym użył wody jako składników niezbędnych mi do życia- tlenu, pożywienia. To było straszne.
Powerless jęknął cicho. Oparłem pysk łapą i zbliżyłem się do niego. Oddychał głęboko.
- Jak się czujesz?- spytałem.
Zamrugał powiekami, jakby dopiero co mnie zauważył.
- Oh…dobrze…mam nadzieję- odparł.- Czuję się tak…słabo. Smok jest w pobliżu?
Jest niezły, stwierdziłem. Dopiero co odzyskał przytomność, a myśli już jasno.
- Nie wypatrzyłem go- uspokoiłem go.- Może odleciał, a może wciąż nas szuka, ale…gdzieś indziej.
Powerless zamknął oczy.
- Dobrze- westchnął.- Muszę odpocząć.
Pokiwałem głową.
- Wziąłeś na siebie większą część uderzenia…Dziękuję.
- Nie masz za co dziękować- odpowiedział.- Czułem, że po prostu muszę to zrobić. Mam skrzydła, chociaż pokiereszowane i muszę to wykorzystać.
Zakaszlał.
- Odpoczywaj- powiedziałem.- Jesteś wykończony.
- A ty nie?- Zaśmiał się cicho, prawie niesłyszalnie.- Holowałeś mnie cały czas…nawet nie wiem, ile czasu, ale na pewno musisz myć zmęczony.
- Spokojnie, nie jest tak źle- zapewniłem go.- Odpoczywaj.
Poddał się i ułożył się wygodnie na piasku. Położyłem się obok niego. Nie byłem specjalnie zmęczony, co było dosyć dziwne, ale nie mogłem też być na łapach cały czas.
Śledziłem powolną drogę słońca na nieboskłonie, aż skryło się za horyzontem. Świat ogarnęła ciemność. Powerless dalej spał, na szczęście oddychał już spokojniej niż wcześniej. Uśmiech wypełzł mi na pysk, gdy uświadomiłem sobie, że jednak pomimo wszystkich przeciwności wciąż żyjemy, on wciąż żyje i ma się coraz lepiej.
Po kilku godzinach, kiedy powieki opadały mi co kilka sekund i nie potrafiłem już dłużej nas pilnować, delikatnie poruszyłem Powerlessa. Zamieniliśmy się miejscami, teraz on czuwał. Z ulgą przyjąłem wypoczynek.
A śniło mi się…laboratorium. Dzień, w którym razem z moim najlepszym przyjacielem Sethem zostaliśmy przyłapani, kiedy rozmawialiśmy z pewną waderą, która dopiero co się tam dostała. Złapali nas za obroże i ciągnęli do jednego z tych sterylnych pokoi, w których wykonuje się brudną robotę. Krzyczeliśmy, warczeliśmy, ale oni nie reagowali.
- Zostawcie nas! Nic nie zrobiliśmy!
Seth próbował gryźć, ale tylko go zbili. Potem nas rozdzielili. Potraktowali mnie prądem, miałem ślady na całym ciele, wypalone futro w kilku miejscach…Zacieśnili mi obrożę i podduszali.
- Stracisz głos i oduczysz się gadania wtedy, kiedy nie trzeba.
Szarpanie się nic nie dawało. Tylko pogarszało sprawę.
Przestali dopiero wtedy, gdy straciłem przytomność. A obudziłem się…
- Fala!
- Fala?
- Fala! Skąd się tu wzięła?!
Zamrugałem powiekami, by odpędzić koszmarny sen. Całe ciało bolało mnie, jakby mój sen był prawdą.
Powerless chwiał się na nogach, ale był całkowicie przytomny.
- Musimy się schować- stwierdziłem.
- Trochę mi zajęło dobudzenie cię- odparł, wciąż nerwowo zerkając w stronę morza. Fala nadciągała, bez dwóch zdań.
- Już nie śpię. Wynośmy się stąd.
Po piasku źle się biega.

<Powerless?>


czwartek, 25 czerwca 2015

Od Arna CD Bellis

-Szybko! - powtóżyła Bellis
Bez namysłu podszedłem do półki w jaskini. Była tam tylko jedna książka. Wziołem ją i podałem waderze. Zaczęła szuko przeglądać strony. W końcu zatrzymała się na jednej i zaczeła czytać.
-Przynieś mi wodę! Szybko! - krzyknęła
Wziołem płaski, lekko wgłębiony kamień z jaskini i pobiegłem na złamanie karku przez las w stronę jeziora. Kiedy dotarłem szybko nabrałem wody i pobiegłem spowrotem uważając by nic nie rozlać.
Położyłem "miskę" z wodą obok Bellis. Ona szybko wrzuciła do środka jakieś zioła i zaczeła mieszać. Po chwili to wypiła. Wadera odetchnęła z ulgą. Pomogłem jej wrócić na posłanie. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Ta cisza nie dawała mi spokoju. Podszedłem i położyłem się obok niej.
-Hej, chcę żebył wiedziała że nie jesteś sama i nigdy nie będziesz. W razie niebezpieczeństwa ja i cała wataha staniemy za tobą murem. - powiedziałem

<Bellis?>

Od Powerlessa CD Maydrina

Wskoczyliśmy do rzeki. Pozwoliliśmy by ostry nurt nas prowadził. Było tam bardzo cisno, miałem pewność że smok się tam nie zmieści. Jednak dla nas również to sprawiało kłopot. Co jakiś czas musieliśmy nurkować by ominąć skały. Jednak z czasem rzeka zaczynała aię poszeżać. Nagle do rzeki wpadły trzy inne. Jaskinia rozszeżyła się tak że bestia spokojne by się zmieściła. Ten fakt połączony z donośnym rykiem i dźwiękiem kruszonych skał stawiał nas w bardzo niekorzystnej sytuacji. Nurt zdawał się coraz silniejszy. Wiedziałem co to oznacza. W końcu zobaczyłem światło na końcu tunelu. Złapałem Maydrina i przywarłem do skały.
-Co robisz? - zapytał basior
-Tam jest wodospad - odpałem - Nie polecę
Trzymałem się skały z całych sił. Wiedziłem że długo się nie utrzymam, nurt był za silny. Czułem jak mokra skała pomału wyślizguje mi się spod łap. Maydrin też próbował się złapać lecz na próżno. W końcu nurt oderwał nas od skały i posłał w stronę wodospadu. Zauważyłem obok wylotu dużą skalną półkę. Pociągnołem Maydrina tak by mógł wskoczyć. Udało mu się. Po chwili również skoczyłem. Kiedy stanołem na półce zrozumiałem jak wysoko się znajdujemy. Spojrzałem w dół i zobaczyłem jedynie wodospad wpadający w gęstą mgłę.
-Co teraz? - zapytałem
-Daj mi łapę, spróbuję jeszcze raz - odparł
Bez zbędnego protestu znów podałem mu łapę. Basior zamknął oczy i ją ścisnął. Wiediałem że nie bardzo kontroluje swoją moc.
Rozejżałem się w poszukiwaniu innej drogi. Była tylko jedna - w dół. Jednak bez sprawnych skrzydeł to by było samobójstwo.  A szczególnie kiedy nie wiedzieliśmy co było na dole. Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie dziwny dźwięk. Maydrin póścił moją łapę i spojrzał w stronę wodospadu. Dźwięk ucichł. Nasuchiwaliśmy w milczeniu. Spojrzałem na swe skrzydło. Nadal było rozdarte. Nie udało mu się. Dźwięk powtórzył się. Skalna póĺka na której staliśmy zaczeła się trząść i pękać. Nagle z wodospadu wychylił się łep smoka. Zaryczał wściekle i przecisnął się krusząc skałę. Nim do nas dotarł skalna półka razem z nami runęła w dół. Ze wszystkich sił próbowałem polecieć. Na próżno. Złapałem Maydrina i  owinąłem go skrzydłami. Jedyne co poczułem to bolesne uderzenie o taflę wody. Potem nastała ciemność...

<Maydrin?>

P.S Za wszelkie błędy bardzo przepraszam, niestety komuter mi padł i jestem zmuszona pisać z tabletu...

niedziela, 21 czerwca 2015

Od Maydrina CD Lilieth

Wadera była biało-szara, miała długą niebieskawą grzywkę i duże oczy w podobnym kolorze, w których odbijała się tafla wody. Chyba mnie wtedy jeszcze nie dostrzegła, ale nie było mi spieszno do tego, by zauważyła moją obecność. Chciałem być tylko tłem, obserwować, czuć, słyszeć.
Musnęła łapą powierzchnię jeziora. Malutkie zmarszczki rozeszły się po tafli, a po chwili znikły. Wadera weszła do wody i stała w niej chwilę, rozkoszując się przyjemnym chłodem, który przenikał jej ciało. Dzisiaj był bardzo ciepły dzień.
Usiadłem na ziemi i podrapałem się za uchem, nie spuszczając wzroku z wilczycy. Ta wchodziła coraz głębiej do jeziora, aż w końcu i jej głowa zniknęła pod powierzchnią. Zaciekawiony wstałem i zbliżyłem się, choć nie podszedłem do samego jeziora, trzymałem się w bezpiecznej odległości. Wadera jest nowa w watasze, pojawiła się kilka dni temu. Wydaje się spokojna i cicha, zupełnie jak woda. Pewnie dlatego jest to jej żywioł.
Położyłem się na trawie i czekałem. Słońce chyliło się ku zachodowi, świat zalał pomarańczowy blask. Ułożyłem głowę na łapach i czekałem. Wilczyca dość długo przebywała pod wodą, ale nie martwiłem się tym zbytnio. Napiłem się wody, wróciłem między krzewy, by schronić się przed wzrokiem innych.
Wilczyca pojawiła się na brzegu zupełnie jak duch. W jednej chwili tafla wody pozostawała spokojna, nienaruszona, a już w następnej jezioro pokrywało tysiące zmarszczek, jakby postarzało się o sto lat.
Poruszyłem się, by zwrócić na siebie uwagę. To była swego rodzaju gra, w której tylko jeden z wilków wiedział o obecności dwojga graczy. Wadera postawiła uszy, nasłuchiwała. Jej oczy lśniły w mroku, który ogarnął świat po tym, jak słońce schroniło się za horyzontem. Zlustrowała spojrzeniem okolicę, aż zatrzymała spojrzenie na mnie. Spuściła wzrok.
- Czekałeś na mnie?- zapytała.
- Skąd wiesz, że jestem nim?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Po oczach- odparła po chwili wahania. Wpatrzyła się we mnie.- Mój przyjaciel miał podobne oczy, można było w nich dostrzec tę samą iskierkę ironii i rozbawienia.
- A gdzie jest teraz twój przyjaciel?
- Musiałam go zostawić- wyznała, zbliżając się.- Musiałam znaleźć watahę i żyć normalnym życiem.
- I znalazłaś.- Uśmiechnąłem się. Wstałem i wyszedłem spomiędzy krzaków. Strąciłem łapą kilka listków, które przyczepiły mi się do futra.- Jestem Maydrin- przedstawiłem się.
- Lilieth.- Również się uśmiechnęła.- Od jak dawna jesteś w Watasze Prawdziwej Przyjaźni?
Zastanowiłem się.
- Kilka tygodni- odparłem po krótkim namyśle.- Dość długo, że znam tu prawie wszystkich, ale ty wydajesz się nowa, dlatego chciałem się poznać. Muszę mieć dobry kontakt z każdym wilkiem.
Lilieth uniosła lekko kąciki ust.
- Wszyscy tutaj są tacy jak ty?- spytała.
- Co masz na myśli?
- Tacy...mili- powiedziała ostrożnie.
- Jasne- przytaknąłem z uśmiechem. Zauważyłem, że wilczyca jest ostrożna i lekko zdystansowana, może nawet nieśmiała. Rozumiałem jej obawy dotyczące innych wilków. Nieśmiałe stworzenia mają o wiele gorzej, muszą dopasować się do społeczeństwa, a jednocześnie nie potrafią łatwo nawiązywać relacji z innymi. Pamiętałem to z pewnej rozmowy ludzi w laboratorium. Zastanawiałem się wtedy, czy nie mnie uważają za nieśmiałego,a też wcale nie chciałem taki być. Na szczęście nie okazałem się taki, choć nie mogłem też stwierdzić, że zawsze lubię towarzystwo wilków i łatwo mi się z nimi rozmawia. Wszystko zależy od charakteru drugiego wilka.
Nie wiedziałem, jak kontynuować rozmowę.
- To może ja już pójdę.- Przerwała milczenie.- Jestem trochę zmęczona.
Kiwnąłem głową na znak zgody i pozwoliłem jej odejść. W sumie miło mi się z nią rozmawiało, nie była oschła ani zimna, lecz raczej przyjaźnie nastawiona do nieznajomych.

<Lilieth?>


sobota, 20 czerwca 2015

Od Maydrina CD Powerlessa

W głowie wciąż mi huczało, lecz nie potrafiłem leżeć bezczynnie. Otworzyłem oczy chwilę wcześniej, nie mogłem jednak od razu wstać i udawać, że nic się nie stało. Dostałem w głowę i to mocno, a to niesie na sobą pewne skutki. Podniosłem się na łapach w chwili, gdy powietrze rozdarł głośny ryk. Poczułem, że ktoś chwyta mnie i stawia na łapy.
- W porządku? Żyjesz?- spytał, a ja uchwyciłem w jego głosie ledwo słyszalną nutkę troski. Pokiwałem głową, choć nie czułem się najlepiej, ale nie chciałem zawracać mu tym głowy. Próbowałem sobie przypomnieć, co się wydarzyło, lecz w głowie miałem totalną pustkę. Zaryzykowałem pytaniem do Powerlessa.
- Co się stało? Mam na myśli...po tym, jak dostałem w głowę.
Powerless przekrzywił głowę, po czym powiedział:
- Zaatakował nas smok. O mało co nie spadłbyś do morza... A potem przeniosłem nas do tej jaskini. Smok się tu nie zmieści, ale nie mam wątpliwości, że wkrótce zniszczy wejście do groty i nic nie będzie go powstrzymywało przed zjedzeniem nas. Chciałem zacząć iść w głąb jaskini, ale się przebudziłeś.
- Czyli musimy iść.
Pokiwał głową. Ruszyliśmy oboje w głąb groty. Z początku droga była dość szeroka, spokojnie mogliśmy iść obok siebie, lecz potem zaczęła się zwężać, aż musieliśmy przeciskać się pomiędzy ścianami. Ostre kamienie raniły nasze ciała, ale nie mogliśmy się poddać. Powerless co jakiś czas pojękiwał z bólu. Parliśmy naprzód. W końcu natrafiliśmy na kolejną grotę, pośrodku której pluskała wesoło woda w małym jeziorku. Podeszliśmy i wychłeptaliśmy kilka łyków. Zimny płyn spłynął mi do gardła, dając poczucie orzeźwienia. Od razu lepiej, przemknęło mi przez myśl.
Powerless wszedł do wody i chwilę pływał na jej powierzchni, odpychając się łapami. Przekręcił się na brzuch i zanurzył pysk w wodzie. Odetchnął z ulgą.
- Od razu lepiej- oznajmił. Zerknął na mnie kątem oka.- Idziesz?
Wahałem się przez chwilę, w końcu jednak wszedłem do jeziorka i pozwoliłem, by chłód przeniknął moje ciało. Wprawdzie nie było tu dużo miejsca, ale dobrze było zatrzymać się i odpocząć. Idąc za przykładem Powerlessa, zanurzyłem pysk w wodzie. Próbowałem trzymać otwarte oczy, lecz poddałem się po kilku sekundach, bo zaczęły strasznie piec.
Basior wygramolił się z wody i otrzepał, od głowy po czubek ogona. Kropelki spadły na mnie i parsknąłem śmiechem, zamknąwszy oczy, by je przed nimi ochronić. Gdy znów je otworzyłem, zauważyłem na ziemi kropelki krwi. Szkarłat prawie stapiał się barwą z otoczeniem, lecz blask, który bił od wody, nie pozwalał pomylić krwi z niczym innym. Pomyślałem, że nie przyszło mi do głowy spytać się Powerlessa, czy jemu nic się nie stało. Miałem jakieś takie przeczucie, że jemu nic nie mogło się stać, ale najwyraźniej się myliłem.
- Co ci jest?- zapytałem, wychodząc z jeziorka. Wilk obrócił się i spojrzał na mnie pytająco.
- Krwawisz. Co ci się stało?
Spuścił głowę i nie odpowiadał przez krótką chwilę.
- Nic takiego- przyznał.- Smok trochę mnie dziabnął jak lecieliśmy do jaskini, ale to nic poważnego. Lepiej ruszajmy dalej.
- Pokaż- zażądałem i zbliżyłem się, by go obejrzeć. Z początku trochę się opierał, ale w końcu dał za wygraną. Może nie chciał dłużej stawiać mi oporu, a może naprawdę potrzebował pomocy, tylko bał się o nią poprosić.
Zacząłem oglądać go ze wszystkich stron. Powerless musiał czuć się dziwnie. Rozwinął skrzydło i pokazał mi, co dokładnie mu dolega.
Nie spodziewałem się ujrzeć czegoś takiego. Wyglądało na to, że wilk cały czas uciskał miejsce zranienia, tamując choć trochę wylew krwi.
- Usiądź- poradziłem mu. Usiadł.
Przyjrzałem się ranie, oceniając ją i zastanawiając się, od czego zacząć. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie rozerwane skrzydło, które naprawia się, a po ranie nie ma śladu. Otworzyłem oczy i ogarnął mnie smutek, bowiem rozdarta błona wiąż zwisała śmiesznie, nie połączona z resztą ciała.
Zaprowadziłem Powerlessa do jeziorka i pomogłem mu przemyć ranę wodą. Widziałem, jak zaciskał zęby z bólu. Naprawdę chciałem mu pomóc. Nienawidziłem patrzeć, jak inni cierpią.
- Daj łapę- poprosiłem.
- Co?- zapytał zdezorientowany.
- Daj łapę- powtórzyłem.- Pomogę.
Nie protestował, choć popatrzył na mnie dziwnie, gdy go dotknąłem. Ścisnąłem mocno jego łapę aż krzyknął cicho, lecz nie wyrwał jej. Wpatrzyłem się w podłogę i pozwoliłem bólowi przepłynąć do mojego ciała. To było coś jak dwie rurki połączone ze sobą na moment mokrą gliną. Woda przepływała przez nie, wlewając się z jednej strony, a wylewając z drugiej, dopóki glina nie spadła na ziemię, a dwie osobne rurki zaraz po niej.
Ból nie był wielki, czułem się jakby ktoś oblewał mi jedną z kończyn gorącą wodą. Gorszego bólu doświadczyłem w laboratorium.
- Gotowe. Narazie.
Nie spojrzałem Powerlessowi w oczy, bałem się, co mogę w nich zobaczyć. Zdziwienie na pewno, może do tego strach moją umiejętnością, zażenowanie, zmieszanie i jeszcze zainteresowanie.
- A teraz skrzydło...- mruknąłem do siebie.
- Już nie boli- powiedział.
- Co?- Podniosłem łeb.
- Już nie boli- powtórzył spokojnie, zerkając przez bark na postrzępione skrzydło. Krew zniknęła.
- Daj łapę jeszcze raz- powiedziałem, widząc, jakie efekty przyniósł poprzedni bezpośredni kontakt.
I wtedy cała jaskinia wybuchła, a towarzyszył temu ogłuszający ryk.
Głowa gigantycznego, kolczastego smoka zawisła nad nami niczym najczarniejszy z księżyców. Kłapnął zębami i zaryczał ponownie.
Nie musieliśmy krzyczeć, oboje dobrze wiedzieliśmy, że musimy uciekać. Pomknęliśmy pędem w głąb groty, mijając jeziorko i dalej, wymijając stalaktyty i stalagmity, wpadając co jakiś czas na ścianę. O mało co nie wybiłem sobie oka, upadając na ziemię kilka centymetrów od ostrej, wystającej skały.
Smok nie poddał się tak łatwo. Ogromnymi łapami kruszył skały, by przedrzeć się za nami głębiej. Gdy minęliśmy już drugą rzeczkę, wpadłem na pomysł.
- Pójdziemy z biegiem rzeki- wyszeptałem Powerlessowi do ucha, by mieć pewność, że mnie usłyszy. Pokiwał głową na znak zgody.
Rzeka przecięła trasę naszej ucieczki niczym srebrno-błękitny wąż. Wślizgnęliśmy się na jego grzbiet i pozwoliliśmy, by prowadził nas z dala od kolczastej bestii.

<Powerless?>


czwartek, 11 czerwca 2015

Od Bellis CD Arna

- Arno ?! Coś się stało ? - spytałam dość przerażona, kurczowo chowając pazury.
- Całe szczęście nic poważnego, ale teraz musisz odpocząć.
- Dobrze wiesz, że nie mogę. Muszę sprawować pieczę nad watahą... przecież jestem sama !
Bez namysłów podniosłam się i zeskoczyłam na twardą ziemię. Przeszłam zaledwie pół metra i upadłam z wycieczenia. Arno zareagował natychmiastowo. Jednak zanim podszedł ujrzałam na ziemi niebieski kolec, automatycznie przypomniałam sobie co się wydarzyło.
- Bellis, miałaś odpocząć ! Zaraz Ci pomogę, poczekaj !
- Podaj mi książkę ! Szybko ! - Krzyknęłam z przerażeniem, licząc na szybką reakcję.
- Ale po co...?
Musiałam jak najszybciej pozbyć się trucizny z kolca Kambuli...


<Arno?>

Od Powerlessa do Maydrina

Wszedłem na Magiczną Skałę zaniepokojony długą nieobecnością basiora. Widoki z niej były piękne jednak z daleka było czuć złowieszczą aurę. Nagle zobaczyłem Maydrina i go zawołałem. Kiedy się odwrócił w moją stronę z jaskini po drugiej stronie skały wypadł dziwnie wyglądający smok.


Stworzenie pędziło w stronę basiora.
-Uważaj! - krzyknąłem, ale było już za późno
Smok uderzył w Maydrina tak że o mało nie spadł ze skały. Basior stracił przytomność. Gad chciał zadać jeszcze jeden cios, nie mogłem na to pozwolić. Stanąłem na tylnych łapach i trzepotałem skrzydłami by wywołać ogromny podmuch wiatru który zdmuchnie gada. Jednak moje moce na nic się nie zdały, smok kiedy uderzyło go powietrze nagle zniknął i zmaterializował się na mną. Zaryczał wściekle i ruszył w moją stronę. Wiedziałem że sam go nie pokonam. W ostatniej chwili uskoczyłem, ale mało co nie spadłem ze skały. Szybko odzyskałem równowagę i wciągnąłem basiora na grzbiet. Zacząłem biec w stronę z której przyszliśmy, ale gad zmaterializował się parę metrów ode mnie. Zawróciłem szybko szukając innej drogi, niestety jej nie znalazłem. Wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Z ciągnąłem basiora z siebie i chwyciłem go  mocno łapami, a potem skoczyłem ze skały mając nadzieję zmylić smoka. Podczas spadania rozprostowałem skrzydła i wyrównałem lot. Szukałem najbliższego bezpiecznego miejsca na lądowanie. Poszukiwania przerwał mi ogłuszający ryk. Odwróciłem głowę i zobaczyłem że smok za mną leci. Nagle przyspieszył i kłapnął szczęką parę centymetrów ode mnie. Uniknąłem jego zębów, ale zaraz po tym smok powtórzył atak. Tym razem mu się udało. Złapał mnie za skrzydło rozdzierając ciekną błonę. Poczułem ciepłą krew i zacząłem spadać. Spadałem w stronę wody, to było nieuniknione. Spojrzałem na wodospad który był niedaleko, lecz na nim ujrzałem ciemną plamę.  Uświadomiłem sobie że za nim jest jaskinia. Postarałem się wyrównać lot. Rozdarte skrzydło boleśnie łopotało w powietrzu. Robiłem co mogłem by dolecieć. Myślałem że mi się nie uda i co gorsze uderzę w skałę. Jednak się udało wpadłem w kaskady spadającej wody, a potem do ciasnej jaskini za nią. Lądowanie było ciężkie, oboje przekoziołkowaliśmy parę metrów. Podniosłem się ociężale. Do środka wpadła głowa smoka, na szczęście cały się nie zmieścił. Zaryczał tak głośno jak tylko mógł, i próbował się wydostać, ale najwyraźniej utknął. Został nam tylko spacer w głąb jaskini. Po chwili Maydrin zerwał się na równe nogi.

<Maydrin?>

UWAGA !

To nic strasznego :p
Mianowicie, chodzi tu o jedną sprawę... pojawianie się czego kol wiek na blogu. Jeżeli wysyłacie opk lub co innego do mnie lub innego administratora (zakładka: Admini) i nie pojawia się to wciągu 24h piszecie do innego admina. Zakładając, iż wysyłacie mi i nie zostało to umieszczone, wysyłacie wszystko co wcześniej do innego administratora dodając notkę w podobie : Wysyłałem/am to już wcześniej do (imię wilka admina). Rozumiecie ? Mam nadzieję, że tak, miłego dzionka :)
Bellis

Od Lilieth

Zacznę od początku. Jestem Lilieth i zostałam wydziedziczona przez watahę. Powód? Byłam zbyt słaba. Urodziłam się w watasze w której liczyła się jedynie siła i sprawność, ja nie byłam ani silna ani zbyt sprawna, także przy nadarzającej się okazji (mianowicie wojny) zostałam wyrzucona pod pretekstem słabości. Wędrowałam przez lasy, pola, pustynie aż trafiłam na kamienną jaskinie położoną w gęstwinie drzew:
Stwierdziłam że będzie dobrym miejscem na odpoczynek zważywszy na to, że od tygodnia praktycznie nie spałam. Położyłam się i usnęłam. Nad ranem obudził mnie szmer dochodzący z tyłów jaskini, wilk z kończynami smoka i niebieską pręgą na poliku, stał i patrzył na mnie z uśmiechem :
 
- A więc jak się spało ? - zapytał wciąż się uśmiechając.
- To twoja jaskinia ? Przepraszam ! Nie wiedziałam ! - wycofałam się odruchowo.
- Tak, jestem Levi ale spokojnie ! Opowiedz kim jesteś i co tutaj robisz taka brudna ? - zmierzył mnie. Miał racje, byłam brudna i śmierdziałam.
- C-Cóż..Jestem Lilieth. - opowiedziałam mu wszystko a on uśmiechnął się i pozwolił się umyć oraz powiedział że mogę u niego zostać. Levi opowiedział mi wiele o sobie i stwierdziłam, że nie będę wybrzydzać. Im dłużej tam byłam tym więcej potrafiłam, Levi nauczył mnie szamaństwa i podszkolił mnie w moich umiejętnościach związanych z wodą. Był dla mnie bratem. Pewnego dnia powiedział, że już czas ruszać, spakował moje rzeczy oraz to co potrzebne mi na drogę.
- Posłuchaj, już dłużej nie możesz tu zostać. MUSISZ sobie znaleźć watahę i prowadzić dobre życie. Zawsze będę na ciebie patrzył, twój stróż, pamiętaj o tym.
- Levi, dziękuję za wszystko, nigdy cię nie zapomnę! Byłeś dla mnie jak brat, dziękuje! - przytuliłam go mocno a on pogładził mnie łapą po grzywce. - Bądź silna i bardziej śmiała Li! - kazał mi się oddalić a ja to zrobiłam i wyruszyłam dalej. Dotarłam do tej watahy i tak zaczęła się moja przygoda..


<Ktoś?>

niedziela, 7 czerwca 2015

Lilieth !

Lilieth w naszej watasze ! Witamy :)

Selekcja - zakończona !

Od Maydrina do Powerlessa

- Jesteś pewien, że chcesz tam iść?
Te wszystkie pytania mocno namieszały mi w głowie. Ciągłe dopytywania, niepewność...a przecież to tylko zwykła skała! Zapewne bardzo ładna i niezwykła, ale tylko skała. Wszystko jest wytworem plotek, wyobraźni wilków, które tam zawędrowały. Nie chcę opierać mojego życia na czyjejś opinii, wolę sam coś sprawdzić, a wtedy będę oceniał, czy Magiczna Skała warta jest całego tego szumu.
Zorientowałem się, że milczałem przez dość długą chwilę, a Powerless spoglądał na mnie wyczekująco.
- Oczywiście, że chcę - odparłem dumnie, choć wcale się tak nie czułem. Chciałem jedynie dodać powagi mojemu stwierdzeniu.- Chodź, ruszajmy.
Powerless trochę się ociągał, ale mimo strachu, który zapewne czuł na myśl, że zmierzamy w stronę tajemniczego paranormalnego miejsca, podążył za mną. Szliśmy w ciszy. Las rozbrzmiewał tysiącem głosów, świergotem ptaków, szelestem liści, które poruszał lekki wiosenny wiaterek. Było duszno, korony drzew zasłaniały słońce, ale też ograniczały widok nieba. W tamtej chwili dużo bym dał za choćby jedno spojrzenie na to niebieskie morze nad nami.
Las wkrótce zostawiliśmy za sobą, a to co ujrzeliśmy, było niepodobne do niczego, co dotąd widziałem. Magiczna Skała była ogromna. Wznosiła się nad nami jako blok szarobiałego kamienia, zasłaniając słońce. Czułem się przy niej taki niepozorny, zupełnie nieważny na tym wielkim świecie. Miejsce to miało swój urok.
Pobiegłem w stronę plaży, która majaczyła w oddali. Stojąc na piasku i wpatrując się w falujące morze, nie mogłem się nadziwić, że można było stworzyć coś tak pięknego, a jednocześnie niedostępnego dla zwierząt.
- Byłeś tu już kiedyś?- zwróciłem się do Powerlessa. Ten w odpowiedzi pokręcił przecząco głową.- Widzisz, nie jest wcale tak strasznie, jak ci się wydawało.
Rozejrzałem się wokół, próbując ogarnąć wzrokiem całe to piękno. Wtedy w oczy rzuciły mi się ledwo dostrzegalne schody wykute w skale. Wzniosłem oczy wyżej, lecz w tej samej chwili słońce wychynęło zza Magicznej Skały i zaświeciło mi prosto w oczy. Zamroczony, zamknąłem oczy, a następnie zamrugałem kilkakrotnie.
Pokonałem kilka pierwszych schodów, wciąż mając mroczki przed oczami. Nie poddawałem się jednak, bo na końcu tej przedziwnej ścieżki miała czekać na mnie nagroda, nowe miejsce, które trzeba było zbadać. Raz oglądnąłem się za siebie, by sprawdzić, czy Powerless podąża za mną. Dostrzegłem go jako malutką białą plamkę na tle błękitnej wody.
Nawet nie zorientowałem się, kiedy dotarłem na miejsce. Przede mną wznosiła się przedziwna rzeźba- masywny wilczy łeb wykuty w skale. Ogromne szczęki były rozwarte, a schody znikały w gardle wilka. Gdy znalazłem się w środku, dotarło do mnie, jak na zewnątrz było gorąco. Chłód tego pomieszczenia przenikał mnie do głębi, gdy spacerowałem ścieżką wciąż w górę i w górę. Potem droga gwałtownie skręciła w lewo i znów wyszedłem na światło dzienne. Skała na kształt gigantycznej tęczy opadała łagodnie w dół, łącząc się z drugą skałą, która wyrastała z morza po drugiej stronie wodospadu. Wodospad znajdował się akurat pode mną, hucząc i grzmiąc, a wody przelewały się przez niego z rykiem.
Powerlessa gdzieś wcięło, może nadal stał na plaży. Ruszyłem przed siebie, teraz jednak bardziej uważając na to, gdzie stawiam kroki. Wędrówka była nudna, ale do czasu. Jakiś czarny kształt spadł z nieba z oszałamiającą prędkością prosto na mnie. Z krzykiem odskoczyłem w bok, poślizgnąłem się i o mało co nie spadłem do wody. Serce biło mi szybko w piersi. Co to było?!
Lecz gdy rozejrzałem się, na skalnej drodze byłem tylko ja.
Coś się ze mną dzieje, przemknęło mi od razu przez myśl. Wtedy zaskoczyłem sam siebie, przypominając sobie plotki o zjawiskach paranormalnych, które miały tu miejsce. A co jeśli one są prawdziwe? Wtedy sam na własnej skórze się o tym przekonam, odpowiedziałem sobie. Potem dotarło do mnie, że już kompletnie ześwirowałem, bo gadam sam ze sobą. Wątpliwości kłębiły się w mojej głowie, nie potrafiłem zatrzymać natłoku tych ponurych myśli. Mieli rację. Wariuję. To był zły pomysł, Powerless miał rację. Spadnę? Co ja teraz zrobię...Zabiję się. Umrę przez własną ciekawość.
- Dysyć!- krzyknąłem, a mój głos odbił się echem od szarobiałych skalnych ścian. Obróciłem się w miejscu, upadłem na ziemię, zaciskając łapy na uszach. Potem wziąłem głęboki oddech, policzyłem do dziesięciu i znów wstałem.
- Maydrin!
Odwróciłem się, szukając źródła głosu. No pięknie, teraz słyszę, jak wołają moje imię, westchnąłem w myślach, zanim ujrzałem stojącego dziesięć metrów ode mnie Powerlessa. Napięcie uleciało.
Ruszyłem swobodnym krokiem w stronę wilka, choć w moich ruchach dałoby się jeszcze zauważyć niepewność. Przywołałem na pysk uśmiech i w myślach powtórzyłem słowa, które chciałem powiedzieć Powerlessowi: Zobaczyłem całą skałę, jest piękna. Ale tu okropnie gorąco, co? Czujesz to? Chodźmy już, zobaczyłem to co chciałem. Może tu kiedyś wrócimy?
- Uważaj!
Kto? Gdzie? Jak? Krótkie spojrzenie w stronę Powerlessa. Rozwarte oczy w geście przerażenia utwierdziły mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak. Krótkie spojrzenie przez bark. Czerwone ślepia. Pazury. Ciemność

piątek, 22 maja 2015

Selekcja - zostajesz, albo odchodzisz...

Do dnia 30 czerwca macie czas na podjęcie decyzji o pozostaniu w watasze lub odejścia z niej. Nie mogę dopuścić do takiej małej aktywności z waszej strony ! Przepraszam, ale jest to po prostu zrywanie umowy :( Każdemu z was wyślę notkę o tym i oczekuję odpowiedzi ! 
Bellis

niedziela, 10 maja 2015

Od Powerlessa do Maydrina

W pierwszej chwili zabrakło mi słów. Zadziwiły mnie umiejętności basiora. Po ranie nie było najmniejszego śladu. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Jednak basior wydawał się godny zaufania.
- Smok. - wydusiłem z siebie. - Tu jest ich pełno.
Maydrin wydawał się rozmyślać nad moją odpowiedzią.
- Jestem Powerless, jestem Gammą Watahy Prawdziwej Przyjaźni. - przedstawiłem się. - Co cię sprowadza w tak dalekie zakątki watahy ?
- Chciałem się przyjrzeć z bliska Magicznej Skale. - odparł.
- Wiesz że w ten sposób narażasz życie? - zapytałem.
Basior odpowiedział skinieniem głowy.
- A ty ? Co tu robisz ? - zapytał.
- Mój towarzysz gdzieś zniknął, wszystkie tropy prowadzą na Magiczną Skałę. - odparłem.
- A jak on wygląda ? - zapytał.
- Jest Altaixem wielkości konia, ma szare futro i czerwone pióra na głowie i ogonie, widziałeś gdzieś takie stworzenie ?
Basior pokiwał przecząco głową.
- Zatem ruszajmy. - oznajmiłem.
Maydrin spojrzał na mnie niepewnie. Zapewne mi nie ufa.
Po chwili ruszyliśmy. Szliśmy szliśmy lasem. W pewnym momencie las stał się tak gęsty że nie było widać skały.
- Czekaj, rozejrzę się. - powiedziałem.
Nie czekając na odpowiedź basiora rozpostarłem skrzydła i wzleciałem ponad konary drzew. Ujrzałem przepiękny krajobraz. Skała była gigantyczna, a pod łukiem który tworzyła był gigantyczny wodospad. Wróciłem do Maydrina.
- Już niedaleko. - oznajmiłem.
Basior chciał ruszyć, lecz go zatrzymałem.
- Uważaj. To miejsce jest przepełnione złą energią, dziwne zjawiska potrafią namieszać w głowie, a stworzenia o których istnieniu nawet nie śniłeś mogą w każdej chwili nas zaatakować... jesteś pewien że chcesz tam iść ? - zapytałem.

<Maydrin?>

Od Arna CD Bellis

Od kąt dołączyłem do tej watahy nie mogłem przestać myśleć o Bellis. Pierwszy raz coś takiego czułem. W pewnym momencie myślałem że mam zwidy. Ujrzałem Bellis, patrzyła się na mnie nieobecnym wzrokiem. Z transu wyrwał mnie huk twardego upadku. Podbiegłem do leżącej wadery. Była nieprzytomna. Wokół było pełno krzaków jarzyny. Wiedziałem że w nie wpadła. Wciągnąłem waderę ostrożnie na grzbiet i poszedłem do mojej jaskini. Była niedaleko więc szybko byłem na miejscu. Ułożyłem ostrożnie Bellis na płaskim kamieniu. Miała pełno kolców w łapach, ale na szczęście były na tyle duże by dało się je wyciągnąć. Moją uwagę przyciągnął malutki czerwono - niebieski kolec. Ledwo go wyciągnąłem a wadera się wzdrygnęła. Ocknęła się i błyskawicznie uniosła głowę i powiedziała:

<Bellis?>

sobota, 9 maja 2015

Hej, hej !
Otóż chciałabym zaproponować wam wzięcie udziału w obozie z psem ! Ja zapewne będę uczestniczyć, a jeśli ty się zdecydujesz pisz na maila ! 
Oto linki do strony obozu:
http://www.pies.pl/oboz-z-psami-w-tulowicach/
http://www.pies.pl/forums/topic/oboz-z-psem-2015/
Obóz ten organizowany jest koło Warszawy, zachęcam do odwiedzenia stron i brania udziału :)

sobota, 25 kwietnia 2015

Od Valixy CD Sii

Sia ruszyła za Powerlessem lecz ją zatrzymałam.
-Masz rację, kocham Powerlessa i zawsze będzie moim ojcem mimo że jestem adoptowana - powiedziałam z uśmiechem
Wadera odwzajemniła uśmiech.
-To chodźmy - powiedziała
Ruszyłyśmy. Szukałyśmy Powerlessa ze szczeniakami. Nigdzie ich nie było. Sia zaczęła się niepokoić. Ja się tym aż tak nie przejmowałam, wiedziałam że z Powerlessem są bezpieczne. W końcu go znalazłyśmy. Leżał pod drzewem, a obok niego szczeniaki i Liam. Sia odetchnęła z ulgą.
-Co tak długo? - zapytał
Chciał jeszcze coś dodać, lecz Sia mu przerwała.

<Sia?>

niedziela, 19 kwietnia 2015

Od Lany: Trudne Początk

Obudziłam się cała zestresowana, obok legowiska, na którym leżałam, siedziała tajemnicza sowa i sympatycznie wyglądająca wilczyca. Po chwili wilczyca odezwała się:
- Jak się czujesz?
- Średnio. - odpowiedziałam niechętnie, wówczas nie wiedziałam gdzie jestem.
- Byłaś w bardzo złym stanie. - powiedziała wadera.
- Gdzie tak właściwie jestem? - zapytałam.
- Witaj w Watasze, inaczej zwą to Akademią Istot Ciemności. - rzekła bardzo przyjaźnie.
- A co się ze mną stało? - zapytałam zupełnie zmieszana.
- Byłam na spacerze w lesie i znalazłam Cię bardzo chorą, zemdlałą na kamieniu. - powiedziała bardzo dramatycznie.
- A tak, już sobie przypominam, głodowałam wtedy. - dodałam i nastała niezręczna cisza.
- Jak się nazywasz? - spytała wadera.
- Ja ... yyy... nazywam się Lana. - odpowiedziałam nieśmiałe.
- A więc Lano, to jest Ravena. Będzie twoją opiekunką i nauczycielką dopóki nie oswoisz się i nie nauczysz się życia w Watasze. - rzekła wadera, pokazując mi mądrze wyglądającą sowę. - A no tak, nie przedstawiłam się, przepraszam. Nazywam się Bellis, jestem Alphą w Watasze - powiedziała.
- Ravena? Jak to? Po co mi opiekunka? - rzekłam bardzo zdziwiona.
- Otóż, uważam że, nie jesteś jeszcze gotowa na samodzielne życie w Watasze. - dała odpowiedź Bellis.
- Mhm... - bąknęłam wnerwiona.
- Wiem że, nie jest to przyjemna dla Ciebie wiadomość, ale to dla twojego dobra. - oznajmiła stanowczo Alpha. - Teraz dam Ci stanowisko i ustawię Cię w hierarchii jako waderę deltę B. - dodała.
- Nie rozumiem... - nie wiedziałam za bardzo o co chodzi.
-...

<Bellis?>

Od Maydrina do Powerlessa

- Wszystko upolowałyście dzisiaj?- zaciekawiłem się. Ilość pożywienia była naprawdę imponująca, choć może nie doceniałem tych trzech wader.
Abbys odpowiedziała mi skinieniem głowy. Przeżuwałem w spokoju zająca, delektując się każdym kęsem.
- To na co czekacie? Czemu nie wrócicie ze zdobyczą do watahy?- zapytałem, przełknąwszy mięso.
Dosłyszałem prychnięcie gdzieś z góry. Uniosłem łeb, by przypomnieć sobie, że Deathre chwilę temu usadowiła się na gałęzi. To zapewne jej prychnięcie. Zresztą, to bardzo prawdopodobne. Pomimo tego, że poznałem ją stosunkowo niedawno, wydawało mi się, że zidentyfikowałem ten typ osoby, którą była- oschła, dumna, nieufna. Wilk, który miał trudną przeszłość, która odcisnęła na nim swoje piętno.
- Mamy zamiar zapolować jeszcze pod wieczór- wyjaśniła mi Abbys. Spuściła głowę i dostrzegłem, że rysowała coś łapą na ziemi.
- I teraz będziecie tak po prostu leżeć i nic nie robić?- spytałem z niedowierzaniem. Kiedy znów otrzymałem odpowiedź w postaci krótkiego skinienia głową, uniosłem wysoko brwi z westchnieniem.
- Nuda.
Kolejne prychnięcie z góry.
- Nie wiem jak ty- krzyknęła Deathre.- Ale my cały ranek polowałyśmy, a teraz chcemy odpocząć! Jeśli ci to przeszkadza, możesz zrobić nam przysługę i zostawić nas w spokoju.
Nie odpowiedziałem. Ułożyłem głowę na łapach i obserwowałem otoczenie. Nie miałem powodów, by zostawać z waderami, a ponadto chciałem jak najszybciej dotrzeć na Magiczną Skałę, więc powinienem się spieszyć.
- Skorzystam z twojej rady.- Uśmiechnąłem się w stronę korony drzewa, mając nadzieję, iż Deathre patrzy na mnie.
Ruszyłem w kierunku, z którego przyszedłem, kierując się charakterystycznymi punktami, które mijałem po drodze do obozu. Wkrótce znalazłem się przy rozłożystym drzewie, między korzeniami którego wypatrzyłem wczorajsze schronienie, teraz przysypane ziemią. Minąłem norę i ruszyłem w kierunku Magicznej Skały.
Tereny watahy są niezwykle różnorodne. Teraz, wychodząc z przesyconego różem lasu, z radością witałem zielone liście na pobliskich drzewach. Miłosny Zakątek, tak nazywają to miejsce, które właśnie opuściłem. Nie wątpiłem, iż jest to niezwykle romantyczny las dla zakochanych, lecz dla mnie był zdecydowanie zbyt różowy. Nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego jak miłość w stosunku do drugiego wilka, raczej głębokie przywiązanie i bezgraniczne oddanie, tak mogłem zdefiniować uczucia, które żywiłem do Shili. W laboratorium nie pozwalali, by wilki różnej płci przebywały w tym samym pomieszczeniu, chyba że dla celów naukowych. Pamiętam jeden jedyny raz, gdy znalazłem się sam na sam z wilczycą w jednym ze sterylnych pomieszczeń. Była starsza ode mnie, bardziej opanowana i miała większe doświadczenie w pracy z ludźmi. Przez cały czas trwania naszego spotkania siedzieliśmy naprzeciwko i wpatrywaliśmy się w siebie. Potem naukowcy znów zabrali nas do dawnych cel.
Nade mną wyrosła gigantyczna skała, która przesłoniła słońce. Uniosłem łeb i przekonałem się, że skała układa się w łuk, który wędruje nade mną i wrasta w ziemię jakieś dwadzieścia metrów dalej. Już niewiele drogi zostało do Magicznej Skały.
Rozglądałem się wokół siebie, idąc, łowiłem uszami dźwięki, nosem chłonąłem zapachy. Wtem do moich nozdrzy dotarła jakaś wyjątkowo nieprzyjemna woń- po chwili z przerażeniem uświadomiłem sobie, że wyczuwam krew. Podążyłem za zapachem, niepewny, co mogę znaleźć, gdy dotrę na miejsce, ale jednocześnie bardzo ciekawy. Wyobrażałem sobie, co to może być- zabite zwierzę, ranny wilk, a może po prostu zaschnięta krew pozostawiona przez zranione stworzenie. Przyspieszyłem kroku, nakręcany ciekawością. Prawie biegłem. A co zastałem na miejscu?
Opcję numer dwa. Kłębowisko białego futra otaczało niewielki głaz stojący nad wąskim strumykiem. Niepewny, podszedłem bliżej. Dostrzegłem czarne znaki pokrywające część ciała wilka, czerwone oczy przebiegające nerwowo po błękicie nieba. Zdziwiłem się, ponieważ nigdzie nie dostrzegłem krwi. Wtedy wilk oderwał wzrok od nieba i przeniósł go na mnie.
- Coś ci się stało?- spytałem, choć wiedziałem, że to niemądre pytanie. Doświadczony medyk nigdy nie zareagowałby tak na widok rannego towarzysza. Od razu obejrzałby ciało poszkodowanego, udzielił pomocy.
Wilk w odpowiedzi tylko kiwnął głową, a potem z jękiem przetoczył się na plecy. Wtedy zobaczyłem powód jego bólu. Rozległa rana szpeciła jego brzuch, barwiąc futro na czerwono. Wyglądało to mrocznie, lecz w jakiś sposób mnie fascynowało.
- Bardzo boli?- Utrzymywałem kontakt z wilkiem, podczas gdy usiadłem blisko niego i obejrzałem ranę. Wyglądała jakby jakieś stworzenia przeorało mu brzuch olbrzymimi pazurami.
- Spróbuję ci pomóc- westchnąłem, chcąc dodać sobie otuchy. Przyłożyłem łapę do jego brzucha- miękkie futro łaskotało. Odetchnąłem głęboko i skierowałem swoje myśli na sposób, w jaki można by uleczyć ranę, lecz okazało się to zbędne. Wraz z moim dotykiem rana powoli zaczęła się zasklepiać, aż pozostała po niej jedynie niewielka blizna, która wkrótce również zniknęła, ponieważ nie przerywałem kontaktu z ciałem wilka. Zaskoczony tak szybkim obrotem spraw, odsunąłem się. Basior patrzył na mnie ze zdziwieniem i ulgą. Zauważyłem, że otwiera pysk, by coś powiedzieć, lecz go uprzedziłem:
- Nie ma za co. Jestem Maydrin, od niedawna w Watasze Prawdziwej Przyjaźni- przedstawiłem się, unosząc lekko kąciki ust.
Śnieżnobiały basior dźwignął się na nogi. Teraz zauważyłem, że tajemnicze znaki pokrywają jedynie jego lewą łapę. Wtedy też dowiedziałem się, czemu miałem wrażenie, iż wilka jest tak dużo- gdy stanął na łapy, rozpostarł ogromne skrzydła. Zadziwiające było to, iż jedno było pokryte pierzem, jak u ptaka, a drugie przypominało błoniaste skrzydło smoka.
Nie czekając na odpowiedź basiora, dodałem:
- Kto się tak poranił?
Wilk spojrzał na mnie spode łba. Ocenia mnie, przemknęło mi przez myśl. Ocenia, czy może mi zaufać. Ciekawe, czy wyglądam na kogoś wartego zaufania?

<Powerless?>

czwartek, 16 kwietnia 2015

Od Deathre do Maydrina

Szliśmy dalej na wschód. Maydrin kroczył leniwie obok mnie. Muszę przyznać, że był on dość... Osobliwy. Nie wyglądał na zwyczajnego wilka, i pewnie takim nie był. Obiło mi się o uszy, że miał ciekawą przeszłość, ale nie zwróciłam na to uwagi. Wolałam nie wnikać. Ja sama miałam ciężką przeszłość i nie lubię o tym opowiadać. Maydrin chyba też. Nie wygląda na wilka dzielącego się ze wszystkimi swoimi przeżyciami. Czasami miałam dziwne wrażenie, że jego skóra emanuje chłodem, ale to pewnie przywidzenia.

Po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce tymczasowego obozu. Abbys siedziała przy pni drzewa i odpoczywała zamyślona. Avaer znosiła kawałki połamanych gałęzi na ognisko.
- Nareszcie jesteś. - powiedziała, gdy mnie zauważyła.
- Byłabym szybciej, gdyby pewien jegomość się trochę bardziej pospieszył, zamiast spacerować. - powiedziałam z wyrzutem. Mydrin wzruszył ramionami. Przewróciłam oczami. Zbliżyłam się do sterty drewa. Zniosłam kilka suchych gałęzi i ruchem głowy rozpaliłam ognisko. W górę wystrzelił słup ognia, który kilka sekund później się zmniejszył.
- Tam jest pięć królików, dziewięć danieli i dwie sarny. Częstuj się. My już jesteśmy najedzone. - powiedziałam. Ja wdrapałam się na pobliskie drzewo i skacząc weszłam na gałąź dziewięć metrów nad ziemią.
- Spadniesz. - powiedział Maydrin.
- Nie, tatusiu. Poradzę sobie. - powiedziałam z ironią.
- Ona tak sypia i do tej pory nic się jej nie stało. - dopowiedziała Abbys spokojnie. Ja tym czasem położyłam się wygodnie. Słońce mocno świeciło, więc to nie była dobra pora na łowy. Maydrin spokojnie jadł zająca. Wkurzało mnie to, że on wszystko, co ja robię w pośpiechu robił tak spokojnie. Irytujące. Zamknęłam oczy. Cieszyłam się chwilą spokoju. Lecz nie na długo. Usłyszałam głos Maydrina.
-...

<Maydrin?>

niedziela, 12 kwietnia 2015

Od Maydrina do Deathre

Już od dwóch tygodni jestem w Watasze Prawdziwej Przyjaźni. Nie sądziłem, że będę w stanie tak szybko przystosować się do życia tutaj, z innymi wilkami, bez dużych ludzi krążących dookoła, obserwujących każdy ruch. Zamieszkałem w niewielkiej grocie tuż przy strumyku w Lesie Mieszkalnym. Jest to bardzo przytulne miejsce, a część mojego umysłu, która wciąż poczuwa się szczeniakiem, zakwalifikowała ten las jako idealne miejsce do gry w chowanego. Lubię spokojne miejsca w watasze, choć zdarza mi się zapuszczać tam, gdzie wiem, że spotkam inne wilki. Czasami zagadam do jednego czy drugiego, ale nigdy nie jest to nic zobowiązującego. Wymiana kilku pytań, grzeczne odpowiedzi i ten drugi musi znikać, bo wzywają go obowiązki. Ja nie mam zbyt wiele przymusowej pracy. Jako pomocnik medyka nie poluję, by zapewnić watasze pożywienie, ani nie patroluję co dzień terenów, nie szpieguję dla alph innych stad. Nawet jeśli trafi się jakiś chory, zajmuje się nim Bellis, a zazwyczaj pomaga jej Sahara. Nie żebym jej nie lubił, bo po dwóch rozmowach wydaje się całkiem sympatyczna, ale przez to że dorosła, nie mam co robić całymi dniami. To natomiast skłania mnie to włóczenia się po lesie lub wylegiwania się w jaskini.
Dzisiaj postanowiłem zaryzykować. Chciałem się wreszcie wyrwać z tego nudnego życia, poczuć adrenalinę, lecz nie strach, przeżyć przygodę. Dlatego postanowiłem wybrać się na Magiczną Skałę. Słyszałem wiele plotek na jej temat, lecz ani jednej nie sprawdziłem sam. A skoro mam taką możliwość, to czemu by z niej nie skorzystać?
Aby dotrzeć na Magiczną Skałę, trzeba przebyć długą drogę. Przede wszystkim muszę wydostać się z Lasu Mieszkalnego, by następnie przeciąć Las Łowów, kierując się na północ. Potem już tylko Miłosny Zakątek, Łuki i będę na miejscu.
Przejście połowę tej trasy zajęło mi cały dzień. Oczywiście, nie spieszyłem się, bo i po co, skoro nie ma takiej potrzeby. Rozkoszowałem się zapachami, podziwiałem widoki. Korzystałem z wolności, którą sam wywalczyłem.
Musiałem zatrzymać się gdzieś na noc. Przez długi czas krążyłem, nie mogąc znaleźć odpowiedniego miejsca. Niektóre rejony okazywały się zbyt wilgotne, inne nieosłonięte przed chłodnym wiatrem. W końcu jednak wypatrzyłem pewne miejsce. Była to niewielka nora, zapewne lisia, na szczęście dawno temu opuszczona przez właściciela. Z uśmiechem na ustach wpakowałem się do środka. Było trochę ciasno, ale nie narzekałem. Ułożyłem się, lecz nie czułem zmęczenia. Leżałem z otwartymi oczami, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo nad sobą. Wkrótce ciemność ukołysała mnie do snu.
Nie spodziewałem się, że obudzę się tak wcześnie. Zamrugałem oczami i ziewnąłem, by odgonić sen, który wciąż jeszcze panoszył się na obrzeżach moich myśli. Musiałem go odepchnąć, nie mogłem się rozleniwić. Miałem już wstawać, lecz poczułem, jak coś spada na mnie z góry. Potrząsnąłem głową, nie przywiązując do tego zbyt wielkiej wagi i zacząłem gramolić się do wyjścia. Uniosłem głowę i wtedy ciemność przysłoniła mi świat. Sekundę wcześniej zdołałem dostrzec ruch na zewnątrz nory. Dawny lokator?, zastanawiałem się. Wątpliwe. Najpierw sprawdziłby, kto zajął jego mieszkanie. Jeśli przeciwnik byłby silniejszy od niego, uciekłby i poszukał nowej kryjówki. Jeśli natomiast uznałby samego siebie za mocniejszego, rozpocząłby walkę. Zasypywanie nie kwalifikowało się do żadnego z tych wyjść.
Walcząc z odruchem wymiotnym, ponieważ ziemia wpadła mi do ust, zacząłem przekopywać się w górę. Szybkimi ruchami rozgarniałem ziemię i wkrótce wydostałem się na powierzchnię, gotowy do walki. Wprawdzie nie miałem pojęcia, kogo się spodziewać, lecz wolałem być przygotowany na każdą ewentualność. Takiej, jaką zastałem, nie przewidziałem. Przede mną stała wilczyca. Brązowa o zielonych oczach praktycznie zlewała się z otoczeniem. Dostrzegłem zawiązaną na szyi czarną chustkę, która odróżniała ją od drzew i krzewów wokół. Spoglądała na mnie nieufnie, w oczach czaiła się determinacja. Rzuci się na mnie?, przemknęło mi przez myśl. Całkiem możliwe, odpowiedziałem sobie od razu.
- Jestem Maydrin.- przedstawiłem się. Tak najlepiej rozpocząć rozmowę - ujawnić jakąś informację o sobie, by druga osoba wiedziała, że nie mamy nic do ukrycia, że jesteśmy warci uwagi, zaufania. Wilczyca mierzyła mnie wzrokiem, nie odpowiedziała od razu.
- Wataha Prawdziwej Przyjaźni?- zagadnąłem po raz drugi. Wadera spojrzała mi w oczy, zastrzygła uszami. Zwróciła na mnie uwagę.
- Tak - odparła, przeciągając samogłoskę. - Od dawna jesteś członkiem?
- Dwa tygodnie.- Wzruszyłem  ramionami. - Może mi zaufać.
- Deathre.
- Miło mi cię poznać, 
mionami.- Jak ci na imię?
Wahała się chwilę, niepewna, czy Deathre. - Uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Bez wzajemności - odrzekła sucho. - Co robiłeś w tamtej norze?
- Spałem.
Wadera uniosła brew.
- Spałeś? - powtórzyła jak echo. - To nie jest Las Mieszkalny.
- Widzę.- Zacisnąłem usta, by powstrzymać się od ironicznej uwagi. - Idę na Magiczną Skałę, musiałem gdzieś przenocować.
- Najwyraźniej szedłeś okrężną drogą - wytłumaczyła mi, choć widać było, że jest tym znudzona, jakby po raz setny powtarzała szczeniakowi: ,,Nie dotykaj tego.''- Idąc przez Las Odpoczynku i Katakumby, dotarłbyś tam dwa razy szybciej.
- Skąd wiesz, że specjalnie tędy nie poszedłem? - droczyłem się.
W oczach zapłonęły jej niebezpieczne ogniki, jakby rozgniewała ją moja uwaga.
- Nie moja sprawa - wzruszyła ramionami.
Zapanowała chwila ciszy.
- Idź stąd. - powiedziała poważnym tonem. Ta uwaga zdziwiła mnie i zdenerwowała jednocześnie. Nie będzie mi mówić, co mam robić! Nigdy więcej nie będę się nikomu podporządkowywał. Jestem wolny. Kiedy już miałem wygłosić jakąś kąśliwą uwagę, Deathre dodała:
- Jestem tu na łowach. Z Avaer i Abyss. Nie przeszkadzaj nam.
Wadera mówiła takim tonem, który sprawiał, że miałem ochotę uderzyć ją w pysk. Promieniowała pewnością siebie i siłą. Pani wszechświata, prychnąłem w myślach.
I właśnie w tej chwili rozległ się dziwny dźwięk. Zaburczało mi w brzuchu. Deathre zmarszczyła brwi, przyglądając mi się w skupieniu. Nie skomentowała tego, lecz miałem wrażenie, że usiłuje nie wybuchnąć śmiechem. Odwróciłem się, czerwony na pysku, zły i zażenowany. Ruszyłem przed siebie, nawet nie sprawdzając, czy idę w kierunku Magicznej Skały.
- Mamy upolowane zające! - krzyknęła za mną Deathre. W jej głosie słyszałem nutę rozbawienia. - Jeśli jesteś głodny, może damy ci trochę.
- Nie, dzięki - burknąłem pod nosem. Nieświadomie jednak zatrzymałem się, kończyny zaprotestowały przeciwko dalszej wędrówce. Żołądek domagał się jedzenie. Od dwóch dni nic nie jadłem, a to dlatego, że poniekąd jedzenie mi się znudziło. Mogłem robić mnóstwo innych rzeczy, zamiast marnować czas na jedzenie. Ta sama, jednostajna czynność- przeżuwanie, połykanie. Lecz nie można nie jeść w nieskończoność.
Nawet się nie zorientowałem, a wracałem w kierunku brązowej wilczycy, która czekała na mnie z szyderczym uśmieszkiem na ustach.
- Prowadź - westchnąłem.

<Deathre?>

piątek, 10 kwietnia 2015

Od Bellis do Arna

Była śliczna pogoda. Słońce znajdowało się w zenicie. Wiał delikatnie wiatr, a znad potoku zimna bryza, która odświeżała powietrze. Podeszłam bliżej, aby napić się nieskazitelne czystej wody. Po drugie stronie siedział mały ptaszek, był to podajże kos. Wpatrywał się w moje ruchy i podskakiwał wzdłuż strumyka. Ja nadal piłam. Wszedł do niego i powoli zbliżał się do mojego pyska. Podniosłam głowę, a on wrócił na swoje miejsce.
- Piękna pogoda, prawda ? - spytałam nie licząc na odpowiedź. - Dużo zwierząt przychodzi na tereny mojej watahy, aby napić się ze strumienia.
- Ćwirr-Ćwirr.
- Acha ! - wykrzyknęła, a ptaszek ponownie odsuną się o kilka kroków. - Przepraszam. Pewnie serduszko bije Ci jak oszalałe. Nie masz się czego bać. - uspokoiłam małe stworzonko.
- Ćwir-Ćwir-Ćwir. - podszedł.
- Zdradzę Ci pewien sekret. Ponoć potok ten leczy rany, ale ani mru-mru !
- Ćwi..
- Powiedzmy, że nie miałeś zamiaru nic powiedzieć. - zaśmiałam się cichutko. - Muszę już iść, ale przyjdę, tu na zachód słońca. Bardzo chętnie Cię jeszcze zobaczę.
- Triu-Triu ! 
- Do zobaczenia !
Idąc przez las natrafiłam się na jarzyny. Próbowałam przejść nie narażając się na bolesne ukucie, wiedziałam także, iż oprócz tych owoców rosą tu także bardzo trujące rośliny zwane Kambulą. Wyglądają podobnie, ale ich kolce są czerwono-niebieskie. Wracając do mojej próby przejścia, niestety nadziałam się. Zaczęłam się cofać, co spowodowało następne bóle poduszeczek jak i samych łap. Wyszłam, zobaczyłam i zemdlałam. Usłyszałam jedynie biegnącego wilka...

<Arno?>


Od Sii CD Valixy i Powerlessa

Gdy zobaczyłam Valixy widać było że bardzo kocha Powerlessa i jest z tego dumna. Zapadła niezręczna cisza.
- Może gdzieś się przejdziemy ? - zapytał się Powerless aby zrobić coś z tą ciszą.
- A może pójdziemy na Wybrzeże ? - zaproponowała Valixy.
- A czemu by nie jest tam pięknie. - powiedział Powerless.
- Świetny pomysł - dopowiedziałam. 

Szczeniaki się również ucieszyły, tak więc poszliśmy. Szczeniaki przez całą drogę były z przodu nas i się wygłupiały. Nagle za bardzo się oddaliły, a Powerless pobiegł po nie.
- Valixy czy wiesz że masz piękne oczy. A wiesz dlaczego?
- Nie.
- Dlatego, że są przepełnione miłością do Powerlessa, ale też są waleczne jak twoje serce. A Powerless opowiadał mi o tobie jak byłaś mała. No nic powinniśmy dojść do nich, chodźmy.

<Valixy?Powerless?>

czwartek, 9 kwietnia 2015

Arno w naszej watasze !

Wyciem powitajmy nowego basiora !

Trixy Adoptowała Reiven !



Wyniki !

Ankieta została zamknięta. Ilość głosów się nie powtarza dlatego śmiało mogę ogłosić zwycięzców !
  1. Deathre
  2. Abyss
  3. Sia

Gratuluję i dziś rozdam nagrody ;) Przypomnę je:
  1. Zmiana stanowiska lub wygranie drugiego (jeśli będzie chciał/ła) + 900 rubinów
  2. Zmiana towarzysza (jeśli będzie chciał/ła) + 700 rubinów
  3. 600 rubinów

środa, 8 kwietnia 2015

Od Powerlessa CD sii

Sia położyła na mnie swoją głowę.
-Jak sobie życzysz - odparłem i szczerze się uśmiechnąłem
Wadera odwzajemniła uśmiech. Jeszcze chwilę tak siedzieliśmy, a potem Sia zawołała szczeniaki i poszliśmy po Valixy. Po paru minutach dotarliśmy na miejsce. Valixy była w jaskini.
-Witaj tato - powiedziała z uśmiechem
-Witaj, to jest Sia - powiedziałem - a to Sliven, Num i Scal
Zapadła niezręczna chwila ciszy.
-To gdzie teraz idziemy? - zapytałem

<Sia?>

Hmm... :P

Jak spojrzycie na ankietę, to wydaje się normalna, ale... ale wynik, to coś naprawdę dziwnego, bynajmniej powodujący zaskoczenie ! Robimy dogrywkę ! Jaką ? Kolejna ankieta, lub będę pisać i oczekiwać głosów, za którym jesteście ? Proszę o szybkie odpisywanie ! Ja i uczestnicy czekamy ;)

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Luck odchodzi :'(

Luck... będziemy tęsknić :( Zostaję teraz sama... sama ze szczeniakami. Mamy nadzieję, że kiedyś wrócisz :<

3 dni temu... przepraszam ;(

3 dni temu Abyss miała swoje 5 urodziny ! 
No więc wszystko masz na górze ;)

Nowa strona !

Strona tak zwie się "Życzenia" ! Jak sama nazwa wskazuje są tam życzenia na różne okazje. Jeśli chcecie takie złożyć po prostu wysyłacie mi je ;). Co tu mogę więcej opisywać... wchodźcie i czytajcie !
Bellis

Od Sii CD Powerlessa

Szczeniaki bawiły się wspaniale razem z Liamem. Powerless usiadł na głazie aby mieć ich wszystkich na oku. Zauważyłam że trochę tak jak by posmutniał. Podeszłam do niego.
Powiedział mi że kiedyś również zaadoptował szczeniaka o imieniu Valixy ale teraz jest już dużą i waleczną waderą, uśmiechną się ale nie swoim prawdziwym uśmiechem.
- Może pójdziemy po nią. -zapytał się Powerless.
- No jasne że pójdziemy, ale jak ty się rozchmurzysz i pokarzesz mi swój prawdziwy uśmiech. - powiedziałam i położyłam swoją głowę na nim.

<Powerless?>

sobota, 4 kwietnia 2015

Konkurs...

Opowiadań nie wysyłały mi 2 wilki, no cóż mam nadzieję, że następnym razem lepiej wam pójdzie. Jest już ankieta, a opowiadania możecie zobaczyć w etykiecie Konkurs WIOSENNY lub od razu przejście: Klik ! Głosujcie ! Powodzenia !
Bellis

Od Powerlessa CD Sii

- Idziemy - oznajmiłem.
- Hura! - krzyknęły szczeniaki.
Zdecydowaliśmy pójść nad jezioro. Kiedy doszliśmy Liam od razu wskoczył do wody, a szczeniaki za nim. Zaczęli się bawić. Ja wskoczyłem na niski głaz i przyglądałem się im. Liam kiedyś tak samo bawił się z Valixy. Po chwili podeszła do mnie Sia.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Tak - powiedziałem i się uśmiechnąłem - też kiedyś adoptowałem szczeniaka...
- To może się zaprzyjaźni z moimi? - zapytała Sia.
- Już jest dorosła...ale jak chcesz to możemy po nią pójść - powiedziałem

<Sia?>

piątek, 3 kwietnia 2015

Wilki...

Do jutra zapisane wilczki (konkurs) mogą wysłać mi opowiadania ! Nie dłużej ! Przedłużyłam o kilka dni przez zapominalskich ;( Wadery, które mi już wysłały nie martwcie się ;) Czekam :3
Bellis

poniedziałek, 30 marca 2015

Od Sii CD Powerlessa

- Mi również miło no dalej maluchy Liam nic wam nie zrobi. Podeszłam do niego i go pogłaskałam gdy szczeniaki zobaczyły, że nic im nie zrobi od razu się zaczęły z nim bawić.
- A wracając do tematu mi również jest miło ciebie poznać. - uśmiechnęłam się lekko do basiora. - Masz miłego towarzysza - dopowiedziałam.
- Dziękuję cieszę się że go mam. Jest jedynym przyjacielem którego nie mam zamiaru odrzucić jak i tej watahy bardzo to cenię, a ty? - powiedział.
- Ja również cenię tą watahę zaadaptowałam trójkę wspaniałych szczeniąt, których bardzo kocham ale w moim sercu wciąż jest smutek, który zostanie do końca życia. - powiedziałam cicho aby szczeniaki nie usłyszały.
- Ale dlaczego?
- E...tam może się gdzieś przejdziemy?  - zmieniając temat. Zawołałam szczeniaki i poszliśmy stanęłam i się jeszcze raz zapytałam.
- To jak idziecie z nami? - zapytałam.
- Tak PROSIMY! - powiedziały szczeniaki do Liama.


<Powerless?>

Od Deathre - Konkurs WIOSENNY

Nudziłam się przeokropnie. Właśnie siedziałam na drzewie i bawiłam się płomykami ognia. Nie miałam co robić. W końcu zeszłam z drzewa. Zrobiłam się głodna. Pomyślałam, że pora na małą wycieczkę do lasu łowów. Ruszyłam ścieżką. Nie spieszyło mi się. Był słoneczny poranek. Słońce, które niedawno wzeszło, przebijało się przez liście i kępy drzew. Pomarańczowe i żółte motyle fruwały blisko ziemi. Nagle poczułam zapach sarny. Chwilę później coś poruszyło się w krzakach. Podeszłam tam powoli i odchyliłam łapą liście i gałązki. Zobaczyłam tam małą sarenkę ze złamana nogą. Normalnie od razu bym ja zabiła, ale coś mnie powstrzymało. Źrebię patrzyło na mnie ciemnymi oczami tak, ze nie mogłam się poruszyć. Ono wpatrywało się we mnie, a ja w nie. W pewnym momencie poruszyło nosem i kichnęło. Wszystko byłoby normalne gdyby nie to, że kichnęło... Ogniem. Z nosa sarenka wyleciał płomyk, lekko przypalając przy tym najbliższy liść.
Rozejrzałam się wokoło. Nigdzie nie było najmniejszego śladu stada saren. Małe źrebię było samotne, a ja poczułam, że muszę mu pomóc. Nie wiem dlaczego chciałam to zrobić, przecież normalnie bym je zabiła. Ale ono miało jakiś związek z ogniem, czyli moim żywiołem.
Pomogłam małemu wyjść z krzaków. Jedyne co przychodziło mi na myśl to pójść do świętego drzewa. Kazałam wejść źrebięciu na swój grzbiet i ruszyłam biegiem w stronę Drzewa. Starałam się biegnąć tak, aby sarenka nie spadła z mojego grzbietu. Biegłam po świeżej trawie. Dopiero teraz zauważyłam, ze zbliża się wiosna. Kilka ptaków przeleciało obok mnie. Po obrzeżach drogi rosły krokusy i przebiśniegi.
Na drzewie zauważyłam młodą wiewiórkę. Uśmiechnęłam się pod nosem. Las był piękny.
Niestety po pewnym czasie natrafiłam na przeszkodę. Szeroki i głęboki strumień płynął wkoło Świętego Drzewa. Wydaje się to nie być problemem, ale co innego jak jest się wilkiem wody.
Ja mogłabym go przeskoczyć, ale sarenka ze złamana nogą już nie. O przejściu przez rów nie było mowy.Było jeszcze inne rozwiązanie, ale bardziej ryzykowne i narażone na niepowiedzenie. Przeskoczyć strumień z sarną na grzbiecie.
Miałam jakieś czterdzieści procent szans ze mi się uda. Reszta to szansa, że źrebie spadnie. A rów był bardzo głęboki. Ale musiałam to zrobić, nie miałam wyjścia. Kazałam sarence mocniej złapać się mnie nogami. Rozpędziłam się i wykonałam skok.
Udało się! Nikomu nic się nie stało. Po chwili odetchnięcia ruszyliśmy do Świętego Drzewa. Gdy w końcu stanęłam przy drzewie, źrebię zeskoczyło z mojego grzbietu i położyło się na ziemi. Ja spojrzałam na drzewo i powiedziałam:
-Wiem, ze nie wolno naruszać twojego spokoju, ale potrzebuję pomocy. Rośniesz tu zanim jeszcze powstała wataha, zanim pojawiły się tu pierwsze drzewa i zwierzęta. Znasz więc całą przeszłość tego miejsca. Ale potrafisz także czytać z przyszłości. To źrebię potrzebuje pomocy. Jest niezwykłe, gdyż jest w jakiś sposób związane z żywiołem ognia. Lecz nie mogę znaleźć jego stada. Święte Drzewo, proszę cię o pomoc.
Przez pierwszych kilka chwil nic się nie wydarzyło. Sarenka znowu kichnęła, a potem zaległa cisza. Trwało to jeszcze kilka minut i pomyślałam, że to nic nie da. Ale wtedy ziemia zadrżała. Usłyszalam cichy szept.
 - Pójdziesz na Magiczną skałę...
 - Ale wilki z stamtąd nie wracają!  - krzyknęłam.
- Ty powrócisz. Znajdziesz tam matkę tego źrebięcia. Po tym ostrożnie się oddalisz. Nie będziesz mogła powiedzieć co się dzisiaj wydarzyło. - odparło drzewo. Odczekałam kilka chwil i znów zabrałam sarenkę na grzbiet. Kolejna długa droga przede mną.
Ruszyłam ponownie ścieżką. Droga zajęła mi około dwie godziny. Po chwili tam dotarłam. Natychmiast zauważyłam dorosłą sarnę niespokojnie chodzącą wokół skał. Gdy mnie zauważyła chciała uciekać, ale zobaczyła źrebię na moim grzbiecie. Nieśmiało do mnie podeszła, a sarenka zeskoczyła z mojego grzbietu. Natychmiast kulejąc podeszło do mamy i kichnęło ogniem. Sarna polizała jego chora nogę i przestało utykać. Po tym odeszłam.
Tak skończyła się ta przygoda.

niedziela, 29 marca 2015

Od Powerlessa CD Sii

Poszedłem nad mały strumyk by ugasić pragnienie. Nagle zza krzaków ukazała się wadera z trójką szczeniaków. Postanowiłem do niej podejść.
-Witaj, jestem Powerless - przedstawiłem się z lekkim ukłonem. - a ty?
- Sia - odparła. - A to jest Num, Sliven i Scal
- Jesteś tu nowa? - zapytałem
- Nie, jestem Gammą - powiedziała.
- Też jestem Gammą - odparłem.
Wadera chciała coś powiedzieć, lecz przerwał jej dziwny szelest. Zza krzaków wyskoczył mój towarzysz - Liam. Szczeniaki lekko się przestraszyły. Kiedy Liam na nie spojrzał lekko się cofnął.
- Nie bójcie się, to mój towarzysz Liam - powiedziałem.
- Milo poznać - powiedział.

<Sia? =3 >

Od Jacob'a CD Pirit

To wszystko mi się nie podobało. Rozglądałem się przerażony. Nagle usłyszałem szelest w krzakach. Szybko się odwróciłem i popatrzyłem w jego stronę. Pirit podeszła do krzaków. Lekko odsunąłem liście i zobaczyłem wiewiórkę.
- To tylko wiewiórka... - Powiedziałem z wielką ulgą.
Wadera jednak patrzyła podejrzliwie na zwierze. Po chwili wiewiórka rzuciła się na mnie i zobaczyłem u niej ostre zęby takie jak u rekina. Wgryzła mi się w ogon i zaczęła wyrywać futro. Zacząłem biegać jak oszalały. Zacząłem krzyczeć do Pirut.
- Pomóż mi! Chcę jeszcze ponosić to futro!

( Pirit? )

Od Sii CD Bellis

Alfa się zgodziła abym mogła adoptować trójkę szczeniąt byłam szczęśliwa. Poszliśmy do Ośrodka adopcyjnego gdzie oznajmiła trójce szczeniąt że je przygarnęłam. Same były zdziwione ale też bardzo szczęśliwe. Wzięłam szczeniaki i oprowadzałam je po terenach watahy. Na sam koniec poszliśmy w stronę strumyka a koło strumyka był jakiś wilk.

<jakiś basior?>

sobota, 28 marca 2015

Od Pirit CD Jacoba

Nie odpowiedziałam. Wiem już po co ma te rzeczy na sobie, więc nie ma sensu ciągnąć rozmowy. Szliśmy w ciszy. Kilka minut później naszym oczom ukazała się Magiczna Skała. Wyglądała pięknie.
- Jesteśmy - stwierdził Jacob.
- Widzę przecież - skwitowałam. - Chodź, podejdziemy bliżej.
Na te słowa Jacob lekko się wzdrygnął. Popatrzyłam się na niego bagatelizującym spojrzeniem. Chwilę potem basior ruszył przed siebie. Poszłam jego śladem i wdrapaliśmy się ogromną skałę. Położyłam się, a Jacob usiadł koło mnie. Przez dłuższy czas nic się nie działo.
- Może to bujdy, te całe anomalie? - spytał.
- Nie wydaje mi się. Wyczuwam coś dziwnego.
Wiatr przywiał ze sobą przeraźliwe jęki.
- Też to czuję - powiedział Jacob, po czym wstał.
Spojrzałam na niego. Patrzył się w jakiś odległy punkt, jakby czegoś tam szukał. Z każdą chwilą wiatr wzmagał się i był coraz bardziej porywisty. Nagle zaczęło się robić strasznie zimno, a przecież mamy wiosnę...
- Spada temperatura. Jest stanowczo za zimno jak na wiosnę! - powiedział basior, po czym ciaśniej opatulił się swoim szalikiem.

<Jacob?>

Od Powerlessa CD Rain

  - Jasne - powiedziałem z uśmiechem. - Najpierw cię oprowadzimy, a potem zaprowadzimy do alfy - dodałem.
- Less, ja zostanę z Valixy w jaskini - oznajmił Liam.
- A czemuż to ? - zapytałem.
- Bo niektóre tereny tej watahy są niebezpieczne, więc nie jest to najlepszy pomysł by Valixy szła z nami - powiedział.
- Dobra, to ruszajmy - powiedziałem do Rain z uśmiechem.
Wadera odwzajemniła uśmiech.
- Obecnie znajdujemy się w Lesie Mieszkalnym, tu są wszystkie nasze jaskinie - powiedziałem.
Potem poszliśmy do Lasu Łowów, gdzie upolowaliśmy jelenia i go zjedliśmy. Następnie dotarliśmy do Świętego drzewa. Weszliśmy na małe wzgórze gdzie był świetny widok na drzewo.
- Lepiej nie podchodzić za blisko - wyszeptałem.
- Czemu? - zapytała również szeptem.
- Bo to drzewo kiedy zrobisz niewłaściwy ruch może zabić - wyszeptałem.
Rain krzywo na mnie spojrzała.
- To idziemy dalej? - zapytałem.

<Rain? =3 >

Abyss - Konkurs Wiosenny

Obudziłam się bardzo wcześnie. Było jeszcze ciemno. Rosa nadal spała. Postanowiłam zrobić sobie mały spacer. Wyszłam z jaskini. Szłam tak parę minut, potem zaczęłam wdrapywać się na drzewo. Położyłam się na najwyższej gałęzi i wpatrywałam się w wielki srebrzysty księżyc. Było w nim jakieś hipnotyzujące piękno. Nagle moją uwagę przyciągnęło słabe światło w dole. Zeszłam niezdarnie z drzewa i zaczęłam się powoli zbliżać do źródła tego światła. Stałam się niewidzialna i zaczaiłam się w krzakach. Zobaczyłam na polanie młodego samca jelenia. Miał białą jak śnieg sierść i dziwne niebieskie znaczenia.



To od niego biło to słabe światło. Niestety zahaczyłam łapą o kamień i mały się spłoszył. Pobiegłam za nim, jednak go nie dogoniłam. Odpuściłam sobie pogoń i ruszyłam w swoją stronę. Nagle usłyszałam ciche nawoływanie. Poszłam w stronę dźwięku. Na miejscu zobaczyłam tego samego jelonka. Leżał na polanie i nawoływał swoje stado. Po krótkim czasie zauważyłam że jest ranny. Chciałam mu pomóc. Powoli wyłoniłam się z krzaków. Mały chciał uciekać, lecz nie mógł.
-Nie bój się, chce ci pomóc - powiedziałam prosto z mostu
Mały spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jestem Abyss, a ty? - powiedziałam.
- Emm... Light, naprawdę mi pomożesz? - zapytał.
- Oczywiście - powiedziałam.
Light spojrzał mi w oczy, a potem rozpłakał się. Wzięłam go ostrożnie na grzbiet i ruszyłam w stronę mojej jaskini. Gdzieś tak w połowie drogi zaczęło świtać. Słońce oświetlało wielkie pąki na drzewach. W całym lesie było biało od przebiśniegów. Ptaki głośno śpiewały. Aż czuć było wiosnę. Kiedy weszłam do jaskini zobaczyłam że rosy tam nie ma. Nie przejęłam się tym zbytnio. Zabrałam się go opatrywania jelonka. Kiedy skończyłam poszłam z nim nad jezioro by napił się wody i zjadł świeżej trawy. Kiedy skończył znów się rozpłakał. Mówił że się zgubił. Nie mogłam go tu zostawić. Zaczęliśmy poszukiwania jego stada.
Przeszliśmy każdy możliwy teren watahy. Nigdzie nie było śladu jego stada. W końcu doszliśmy do Świętego Drzewa. Słyszałam że to drzewo odpowiada na różne pytania. Podeszłam z małym do samego pnia.
- Wiesz gdzie jest stado tego jelonka? - zapytałam.
Brak odpowiedzi. Ponownie zadałam pytanie. Brak odpowiedzi.
- Proszę, odpowiedź - powiedziałam.
Brak odpowiedzi. Powtórzyłam to jeszcze kilkanaście razy. W końcu drzewo przemówiło:
- Stado jest na zachód poza terenami watahy, tylko spierzcie się ponieważ stado niedługo z tam tond odejdzie....
Wzięłam Lighta na grzbiet i ruszyłam pędem na zachód. Po krótkim czasie zabrakło mi już tchu. Zatrzymaliśmy się przy jakiejś rzece. Light na chwilę się oddalił. Długo nie wracał, postanowiłam po niego pójść. Młody wpadł w łapy wielkiego niedźwiedzia. Niecodziennie wielki niedźwiedź przygniótł go łapą do ziemi. Skoczyłam na niego i wbiłam mu kły w kark. Misiek upadł twardo na ziemię, lecz bardzo szybko się podniósł. Wiedziałam że sama go nie pokonam. Wzięłam małego na grzbiet i ponownie ruszyłam biegiem w stronę stada. Miałam nadzieję że tego miśka po drodze zgubię. Nic z tego. Cały czas siedział mi na ogonie.
Nagle zobaczyłam pasącego się na polanie wielkiego jelenia o identycznym umaszczeniu co mały. Za nim było cale stado takich. Kiedy mnie zobaczył chciał uciec, ale na szczęście dostrzegł Lighta na moim grzbiecie. Niestety niedźwiedź ciągle mnie gonił. Wielki jeleń ruszył w jego stronę i nadział go na swoje rogi. Niedźwiedź padł martwy. Light niezgrabnie zszedł mi z grzbietu, podszedł do tego jelenia i wtulił się w niego. Wiedziałam że już jest bezpieczny. Stado mi podziękowało, a Light wtulił mi się w futro. Ruszyłam z powrotem do mojej jaskini rozmyślając czy kiedyś go jeszcze spotkam.

Valixy ma towarzysza - Rogue :)


Powitajmy kolejnego "opiekuna" wilków :)

Valixy staje się dorosłą !

Basiory nie przejdą obojętnie... :P
Może teraz mieć stanowisko oraz staje w hierarchii jako dorosła :)

Sia - Konkurs WIOSENNY

  Chodząc po watasze zauważasz młode sarnę, które kuleje i rozpaczliwie woła swą matkę. Postanawiasz mu pomóc. Szukając stada sarenki natrafiasz na ślady wiosny drzewa miały pąki niektóre kwiaty jak żonkile już były zakwitłe. A ptaki budowały sobie gniazda,nim się obejrzałam młode wpadło w sidła łowców, użyłam do tego swoich pazurów aby wyplątać małą sarnę. Nagle usłyszałam jak łowcy zbliżali się w naszą stronę, gdy mnie zobaczyli od razu zaczęli strzelać, wzięłam mało w pysk i zaczęłam uciekać. Nie chciałam ujawnić swoich mocy. Biegłam tak szybko jak tylko mogłam. Uciekłam daleko, na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Doszliśmy do świętego drzewa i zapytaliśmy się o pomoc.
  - Witam ciebie drzewo mądrości czy mogło byś nam pomóc?
  - Witam ciebie wilku i ciebie mała sarenko co was tutaj sprowadza?
  - Chciałabym się dowiedzieć gdzie jest stado małej sarenki?
  - Dobrze pomogę wam. Kierujecie się zgodnie ze wskazówkami, ale uważajcie na zaczarowany las. - drzewo powiedziało nam drogę i nas ostrzegło przed magicznym lasem.
Szliśmy zgodnie za wskazówkami aż doszliśmy do magicznego lasu widziałam że mała sarenka się boi ale wzięłam ją na grzbiet i poszłam.Coś mnie chwyciło za łapę obejrzałam się a o moją łapę było zawinięte pnącze ale ja się nie dałam. Przegryzłam pnącze i pobiegłam dalej, mała sarenka trzymała się mnie. Uciekliśmy przed tymi pnączami. Na samym końcu lasu było stado małej sarenki. Wszyscy się ucieszyli ale gdy zobaczyli mnie ich miny zrobiły się groźne ale sarenka zaczęła jak by coś do nich mówić. Ale ja odeszłam i poszłam w stronę jaskini jednak tym razem okrężną drogą.

czwartek, 26 marca 2015

Sia adoptowała Silvene, Numa oraz Scala !

Niech Ci się dobrze chowają :)

Ekensi w naszej watasze !

Jest to rodzony brat Sahary ! Zamieszka wraz z nią :)

Od Bellis CD Sii

  - Pewnie ! - odpowiedziałam ciesząc się, że szczeniaki będą miały kochający dom.
  - Och Bellis, dziękuję !
  - Nie ma za co. To ja dziękuję, że chcesz przygarnąć te urwisy. - śmiałam się.
  - Proszę nie zniechęcaj mnie... - Sia odpowiedziała puszczając mi oczko.
  Podeszłam do szczeniąt i spytałam:
  - Chcecie iść z Siją do domu ? Będziecie grzeczni ?
  - Tak ! Najgrzeczniejsi ! - odpowiedziała mała wadera. - Ciociu ? A będziemy mogli odwiedzać innych ?
  - Kiedy tylko będziecie chcieli. 

<Sia?>
  

Sahara dorasta !

Teraz może mieć stanowisko oraz partnera ! Niech żyje !

Trochę namieszaliśmy :P

W hierarchii pojawiły się gwiazdki --> *. Wilki wybierały w różny sposób hierarchię, a myśląc logicznie takie mieszanie nie ma sensu, np.
Wadera gamma: Iili
Basior gamma: Higus
Oczywiście, to przykład. Ale jak wyobrażacie, sobie to, iż Lili i Higus są na tym samym miejscu w hierarchii, a nie są parą :/ Dziwne prawda ? Dlatego rozdzieliłam, to w sposób "gwiazdkowy", hihi fajna nazwa... ale ta gwiazdka nie oznacza wyższej pozycji czy cuś, tylko jest do rozpoznania poszczególnych par wilków. Nie fair jak bym porozstawiałam wilki w innych miejscach hierarchii, dlatego też zrobiłam to tak. Żeby wszyscy zrozumieli, to jest w ten sposób:
Basior gamma: Higus
Wadera gamma: 
******
Wadera omega: Aszika  
I jeśli Higus i Aszika zostaną parą, to wtedy Aszika przejdzie na miejsce gammy lub na odwrót: Higus na miejsce basiora omegi. A dopóki tak się na przykład stanie, to nikt nowy nie może wybrać wadery gamma.
Rozumiecie ? Mam nadzieję, że tak :)
Bellis