niedziela, 19 kwietnia 2015

Od Maydrina do Powerlessa

- Wszystko upolowałyście dzisiaj?- zaciekawiłem się. Ilość pożywienia była naprawdę imponująca, choć może nie doceniałem tych trzech wader.
Abbys odpowiedziała mi skinieniem głowy. Przeżuwałem w spokoju zająca, delektując się każdym kęsem.
- To na co czekacie? Czemu nie wrócicie ze zdobyczą do watahy?- zapytałem, przełknąwszy mięso.
Dosłyszałem prychnięcie gdzieś z góry. Uniosłem łeb, by przypomnieć sobie, że Deathre chwilę temu usadowiła się na gałęzi. To zapewne jej prychnięcie. Zresztą, to bardzo prawdopodobne. Pomimo tego, że poznałem ją stosunkowo niedawno, wydawało mi się, że zidentyfikowałem ten typ osoby, którą była- oschła, dumna, nieufna. Wilk, który miał trudną przeszłość, która odcisnęła na nim swoje piętno.
- Mamy zamiar zapolować jeszcze pod wieczór- wyjaśniła mi Abbys. Spuściła głowę i dostrzegłem, że rysowała coś łapą na ziemi.
- I teraz będziecie tak po prostu leżeć i nic nie robić?- spytałem z niedowierzaniem. Kiedy znów otrzymałem odpowiedź w postaci krótkiego skinienia głową, uniosłem wysoko brwi z westchnieniem.
- Nuda.
Kolejne prychnięcie z góry.
- Nie wiem jak ty- krzyknęła Deathre.- Ale my cały ranek polowałyśmy, a teraz chcemy odpocząć! Jeśli ci to przeszkadza, możesz zrobić nam przysługę i zostawić nas w spokoju.
Nie odpowiedziałem. Ułożyłem głowę na łapach i obserwowałem otoczenie. Nie miałem powodów, by zostawać z waderami, a ponadto chciałem jak najszybciej dotrzeć na Magiczną Skałę, więc powinienem się spieszyć.
- Skorzystam z twojej rady.- Uśmiechnąłem się w stronę korony drzewa, mając nadzieję, iż Deathre patrzy na mnie.
Ruszyłem w kierunku, z którego przyszedłem, kierując się charakterystycznymi punktami, które mijałem po drodze do obozu. Wkrótce znalazłem się przy rozłożystym drzewie, między korzeniami którego wypatrzyłem wczorajsze schronienie, teraz przysypane ziemią. Minąłem norę i ruszyłem w kierunku Magicznej Skały.
Tereny watahy są niezwykle różnorodne. Teraz, wychodząc z przesyconego różem lasu, z radością witałem zielone liście na pobliskich drzewach. Miłosny Zakątek, tak nazywają to miejsce, które właśnie opuściłem. Nie wątpiłem, iż jest to niezwykle romantyczny las dla zakochanych, lecz dla mnie był zdecydowanie zbyt różowy. Nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego jak miłość w stosunku do drugiego wilka, raczej głębokie przywiązanie i bezgraniczne oddanie, tak mogłem zdefiniować uczucia, które żywiłem do Shili. W laboratorium nie pozwalali, by wilki różnej płci przebywały w tym samym pomieszczeniu, chyba że dla celów naukowych. Pamiętam jeden jedyny raz, gdy znalazłem się sam na sam z wilczycą w jednym ze sterylnych pomieszczeń. Była starsza ode mnie, bardziej opanowana i miała większe doświadczenie w pracy z ludźmi. Przez cały czas trwania naszego spotkania siedzieliśmy naprzeciwko i wpatrywaliśmy się w siebie. Potem naukowcy znów zabrali nas do dawnych cel.
Nade mną wyrosła gigantyczna skała, która przesłoniła słońce. Uniosłem łeb i przekonałem się, że skała układa się w łuk, który wędruje nade mną i wrasta w ziemię jakieś dwadzieścia metrów dalej. Już niewiele drogi zostało do Magicznej Skały.
Rozglądałem się wokół siebie, idąc, łowiłem uszami dźwięki, nosem chłonąłem zapachy. Wtem do moich nozdrzy dotarła jakaś wyjątkowo nieprzyjemna woń- po chwili z przerażeniem uświadomiłem sobie, że wyczuwam krew. Podążyłem za zapachem, niepewny, co mogę znaleźć, gdy dotrę na miejsce, ale jednocześnie bardzo ciekawy. Wyobrażałem sobie, co to może być- zabite zwierzę, ranny wilk, a może po prostu zaschnięta krew pozostawiona przez zranione stworzenie. Przyspieszyłem kroku, nakręcany ciekawością. Prawie biegłem. A co zastałem na miejscu?
Opcję numer dwa. Kłębowisko białego futra otaczało niewielki głaz stojący nad wąskim strumykiem. Niepewny, podszedłem bliżej. Dostrzegłem czarne znaki pokrywające część ciała wilka, czerwone oczy przebiegające nerwowo po błękicie nieba. Zdziwiłem się, ponieważ nigdzie nie dostrzegłem krwi. Wtedy wilk oderwał wzrok od nieba i przeniósł go na mnie.
- Coś ci się stało?- spytałem, choć wiedziałem, że to niemądre pytanie. Doświadczony medyk nigdy nie zareagowałby tak na widok rannego towarzysza. Od razu obejrzałby ciało poszkodowanego, udzielił pomocy.
Wilk w odpowiedzi tylko kiwnął głową, a potem z jękiem przetoczył się na plecy. Wtedy zobaczyłem powód jego bólu. Rozległa rana szpeciła jego brzuch, barwiąc futro na czerwono. Wyglądało to mrocznie, lecz w jakiś sposób mnie fascynowało.
- Bardzo boli?- Utrzymywałem kontakt z wilkiem, podczas gdy usiadłem blisko niego i obejrzałem ranę. Wyglądała jakby jakieś stworzenia przeorało mu brzuch olbrzymimi pazurami.
- Spróbuję ci pomóc- westchnąłem, chcąc dodać sobie otuchy. Przyłożyłem łapę do jego brzucha- miękkie futro łaskotało. Odetchnąłem głęboko i skierowałem swoje myśli na sposób, w jaki można by uleczyć ranę, lecz okazało się to zbędne. Wraz z moim dotykiem rana powoli zaczęła się zasklepiać, aż pozostała po niej jedynie niewielka blizna, która wkrótce również zniknęła, ponieważ nie przerywałem kontaktu z ciałem wilka. Zaskoczony tak szybkim obrotem spraw, odsunąłem się. Basior patrzył na mnie ze zdziwieniem i ulgą. Zauważyłem, że otwiera pysk, by coś powiedzieć, lecz go uprzedziłem:
- Nie ma za co. Jestem Maydrin, od niedawna w Watasze Prawdziwej Przyjaźni- przedstawiłem się, unosząc lekko kąciki ust.
Śnieżnobiały basior dźwignął się na nogi. Teraz zauważyłem, że tajemnicze znaki pokrywają jedynie jego lewą łapę. Wtedy też dowiedziałem się, czemu miałem wrażenie, iż wilka jest tak dużo- gdy stanął na łapy, rozpostarł ogromne skrzydła. Zadziwiające było to, iż jedno było pokryte pierzem, jak u ptaka, a drugie przypominało błoniaste skrzydło smoka.
Nie czekając na odpowiedź basiora, dodałem:
- Kto się tak poranił?
Wilk spojrzał na mnie spode łba. Ocenia mnie, przemknęło mi przez myśl. Ocenia, czy może mi zaufać. Ciekawe, czy wyglądam na kogoś wartego zaufania?

<Powerless?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz