sobota, 27 czerwca 2015

Od Maydrina CD Powerlessa

Nie chciałem zginąć w ten sposób. Znaleziony na dnie morza bez możliwości pożegnania się z tymi, których poznałem od czasu ucieczki z laboratorium. Tak naprawdę nigdy nie myślałem o tym, gdzie i kiedy zginę, ale wydawało mi się, że nie nastąpi to szybko…może się myliłem.
Gdy zaczęliśmy spadać w dół, uświadomiłem sobie, że nie umiem pływać. Rzadko miewałem kontakt z wodą, a jeżeli już to nie pływałem w morzu czy jeziorze, gdzie dno było setki metrów pode mną.
Albo utrzymam się na powierzchni albo utonę.
Z głośnym pluskiem wpadliśmy do wody, spleceni razem jak jedno ciało. Może to miało złagodzić upadek. Potem woda znalazła się wszędzie, wypełniła mi gardło, wpadła do płuc. Przed oczami miałem tylko błękit morza, słyszałem ciszę morskich głębin. Zacisnąłem usta i zamachałem łapami, by wydostać się na powierzchnię. Moje płuca płonęły, czułem jak tracę siły. Rozpaczliwie machałem łapami, ale to nic nie dawało. Oczy piekły mnie, ale nie zamknąłem ich. Byłem przerażony tym, że za chwilę umrę.
I wtedy, dziwna rzecz, woda jakby rozstąpiła się przede mną. Wcześniej czułem wszechobecne uczucie ciężkości jakby ktoś nieustannie trzymał mnie za ogon i ciągnął w dół. Miałem wrażenie, że teraz to ustąpiło i mogłem poruszać się tak jakbym był w powietrzu. Odepchnąłem się nogami a woda stężała w miejscu, gdzie zetknęła się z moimi łapami. Przepłynąłem kawałek. Rozejrzałem się za Powerlessem. Był tam, kilka metrów pode mną, wolno opadał w dół. Oczy miał zamknięte, ciało bezwładne. Bałem się, że nie dam rady do niego dopłynąć, że tylko przez chwilę mogłem poruszać się w wodzie, a za chwilę stracę siły i morze mnie pochłonie, uczyni swoją kolejną ofiarą. Ale jednak się udało. Złapałem Powerlessa, chociaż bardziej to wyglądało jakbym go przytulał, ponieważ chwyciłem go wpół i chwilę odczekałem, by nabrać siły. Dryfowaliśmy razem w tej bezdennej ciszy. W końcu odepchnąłem się i popłynęliśmy na powierzchnię.
Płuca wciąż paliły, ale odkryłem, że ten ból stał się częścią mnie, tak samo jak piekące oczy. Czułem go, ale nie przeszkadzał mi w parciu naprzód. Jedyne, co się teraz liczyło to ocalenie nas oboje, mnie i Powerlessa. Bałem się, że może umrzeć, zanim dotrzemy na ląd. Kto wie, może on już umarł, a ja niepotrzebnie ciągnę go na powierzchnię. Zamknąłem na chwilę oczy. Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. To ja namówiłem Powerlessa na tą wyprawę na Magiczną Skałę i gdyby nie to, może wciąż by żył. W następne odepchnięcie włożyłem część mojej złości. Pomknęliśmy w górę.
Nie pamiętałem, ile czasu zajęło nam wypłynięcie na powierzchnię. Gdy już wychyliłem łeb nad wodę, poczułem jak wiatr targa moje futro. Zanurzyłem się od razu z powrotem, bo Powerless nie należy do najlżejszych wilków i nie mogłem utrzymać go przez cały czas na powierzchni. Jeszcze tylko dwa razy wystawiłem łeb nad wodę- pierwszy, by przeczesać wzrokiem okolicę w poszukiwaniu smoka i drugi, by zlokalizować ląd.
Gdy tak holowałem Powerlessa, przyszło mi na myśl, dlaczego nie czuję się zmęczony. Tyle wysiłku, a moje mięśnie nawet nie zaczęły pojękiwać z bólu. Nie zajmowałem się tym dłużej, bo był to tylko głupi temat do rozmyślań. Musiałem zająć się czymś ważniejszym.
Wkrótce dopłynęliśmy do lądu. Nie wiedziałem, czy była to tylko mała wysepka czy nie, ale z ulgą przyjąłem fakt, iż wreszcie mogę puścić Powerlessa, a on nie zacznie opadać na dno. Przewróciłem go na plecy i wsłuchałem się w jego oddech. Nie usłyszałem nic, ale starałem się nie panikować. Kilka uciśnięć klatki piersiowej wystarczyło, by basior zakaszlał i wypluł wodę na piasek. Leżał chwilę, dochodząc do siebie. Dałem mu chwilę na odpoczynek, a tym czasie rozglądnąłem się wokół, szukając wzrokiem smoka. Nie widziałem ani jaskini, którą opuściliśmy, ani wodospadu ani niczego… Musiałem odpłynąć daleko.
Płuca i gardło wciąż mnie piekły i nagle poczułem mdłości. Odwróciłem się i zwymiotowałem. Wodą. Chwilę później zacząłem kaszleć, a z pyska również popłynęła mi woda. Przestraszyłem się. O co chodzi? Wyglądało to tak, jakbym użył wody jako składników niezbędnych mi do życia- tlenu, pożywienia. To było straszne.
Powerless jęknął cicho. Oparłem pysk łapą i zbliżyłem się do niego. Oddychał głęboko.
- Jak się czujesz?- spytałem.
Zamrugał powiekami, jakby dopiero co mnie zauważył.
- Oh…dobrze…mam nadzieję- odparł.- Czuję się tak…słabo. Smok jest w pobliżu?
Jest niezły, stwierdziłem. Dopiero co odzyskał przytomność, a myśli już jasno.
- Nie wypatrzyłem go- uspokoiłem go.- Może odleciał, a może wciąż nas szuka, ale…gdzieś indziej.
Powerless zamknął oczy.
- Dobrze- westchnął.- Muszę odpocząć.
Pokiwałem głową.
- Wziąłeś na siebie większą część uderzenia…Dziękuję.
- Nie masz za co dziękować- odpowiedział.- Czułem, że po prostu muszę to zrobić. Mam skrzydła, chociaż pokiereszowane i muszę to wykorzystać.
Zakaszlał.
- Odpoczywaj- powiedziałem.- Jesteś wykończony.
- A ty nie?- Zaśmiał się cicho, prawie niesłyszalnie.- Holowałeś mnie cały czas…nawet nie wiem, ile czasu, ale na pewno musisz myć zmęczony.
- Spokojnie, nie jest tak źle- zapewniłem go.- Odpoczywaj.
Poddał się i ułożył się wygodnie na piasku. Położyłem się obok niego. Nie byłem specjalnie zmęczony, co było dosyć dziwne, ale nie mogłem też być na łapach cały czas.
Śledziłem powolną drogę słońca na nieboskłonie, aż skryło się za horyzontem. Świat ogarnęła ciemność. Powerless dalej spał, na szczęście oddychał już spokojniej niż wcześniej. Uśmiech wypełzł mi na pysk, gdy uświadomiłem sobie, że jednak pomimo wszystkich przeciwności wciąż żyjemy, on wciąż żyje i ma się coraz lepiej.
Po kilku godzinach, kiedy powieki opadały mi co kilka sekund i nie potrafiłem już dłużej nas pilnować, delikatnie poruszyłem Powerlessa. Zamieniliśmy się miejscami, teraz on czuwał. Z ulgą przyjąłem wypoczynek.
A śniło mi się…laboratorium. Dzień, w którym razem z moim najlepszym przyjacielem Sethem zostaliśmy przyłapani, kiedy rozmawialiśmy z pewną waderą, która dopiero co się tam dostała. Złapali nas za obroże i ciągnęli do jednego z tych sterylnych pokoi, w których wykonuje się brudną robotę. Krzyczeliśmy, warczeliśmy, ale oni nie reagowali.
- Zostawcie nas! Nic nie zrobiliśmy!
Seth próbował gryźć, ale tylko go zbili. Potem nas rozdzielili. Potraktowali mnie prądem, miałem ślady na całym ciele, wypalone futro w kilku miejscach…Zacieśnili mi obrożę i podduszali.
- Stracisz głos i oduczysz się gadania wtedy, kiedy nie trzeba.
Szarpanie się nic nie dawało. Tylko pogarszało sprawę.
Przestali dopiero wtedy, gdy straciłem przytomność. A obudziłem się…
- Fala!
- Fala?
- Fala! Skąd się tu wzięła?!
Zamrugałem powiekami, by odpędzić koszmarny sen. Całe ciało bolało mnie, jakby mój sen był prawdą.
Powerless chwiał się na nogach, ale był całkowicie przytomny.
- Musimy się schować- stwierdziłem.
- Trochę mi zajęło dobudzenie cię- odparł, wciąż nerwowo zerkając w stronę morza. Fala nadciągała, bez dwóch zdań.
- Już nie śpię. Wynośmy się stąd.
Po piasku źle się biega.

<Powerless?>


czwartek, 25 czerwca 2015

Od Arna CD Bellis

-Szybko! - powtóżyła Bellis
Bez namysłu podszedłem do półki w jaskini. Była tam tylko jedna książka. Wziołem ją i podałem waderze. Zaczęła szuko przeglądać strony. W końcu zatrzymała się na jednej i zaczeła czytać.
-Przynieś mi wodę! Szybko! - krzyknęła
Wziołem płaski, lekko wgłębiony kamień z jaskini i pobiegłem na złamanie karku przez las w stronę jeziora. Kiedy dotarłem szybko nabrałem wody i pobiegłem spowrotem uważając by nic nie rozlać.
Położyłem "miskę" z wodą obok Bellis. Ona szybko wrzuciła do środka jakieś zioła i zaczeła mieszać. Po chwili to wypiła. Wadera odetchnęła z ulgą. Pomogłem jej wrócić na posłanie. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Ta cisza nie dawała mi spokoju. Podszedłem i położyłem się obok niej.
-Hej, chcę żebył wiedziała że nie jesteś sama i nigdy nie będziesz. W razie niebezpieczeństwa ja i cała wataha staniemy za tobą murem. - powiedziałem

<Bellis?>

Od Powerlessa CD Maydrina

Wskoczyliśmy do rzeki. Pozwoliliśmy by ostry nurt nas prowadził. Było tam bardzo cisno, miałem pewność że smok się tam nie zmieści. Jednak dla nas również to sprawiało kłopot. Co jakiś czas musieliśmy nurkować by ominąć skały. Jednak z czasem rzeka zaczynała aię poszeżać. Nagle do rzeki wpadły trzy inne. Jaskinia rozszeżyła się tak że bestia spokojne by się zmieściła. Ten fakt połączony z donośnym rykiem i dźwiękiem kruszonych skał stawiał nas w bardzo niekorzystnej sytuacji. Nurt zdawał się coraz silniejszy. Wiedziałem co to oznacza. W końcu zobaczyłem światło na końcu tunelu. Złapałem Maydrina i przywarłem do skały.
-Co robisz? - zapytał basior
-Tam jest wodospad - odpałem - Nie polecę
Trzymałem się skały z całych sił. Wiedziłem że długo się nie utrzymam, nurt był za silny. Czułem jak mokra skała pomału wyślizguje mi się spod łap. Maydrin też próbował się złapać lecz na próżno. W końcu nurt oderwał nas od skały i posłał w stronę wodospadu. Zauważyłem obok wylotu dużą skalną półkę. Pociągnołem Maydrina tak by mógł wskoczyć. Udało mu się. Po chwili również skoczyłem. Kiedy stanołem na półce zrozumiałem jak wysoko się znajdujemy. Spojrzałem w dół i zobaczyłem jedynie wodospad wpadający w gęstą mgłę.
-Co teraz? - zapytałem
-Daj mi łapę, spróbuję jeszcze raz - odparł
Bez zbędnego protestu znów podałem mu łapę. Basior zamknął oczy i ją ścisnął. Wiediałem że nie bardzo kontroluje swoją moc.
Rozejżałem się w poszukiwaniu innej drogi. Była tylko jedna - w dół. Jednak bez sprawnych skrzydeł to by było samobójstwo.  A szczególnie kiedy nie wiedzieliśmy co było na dole. Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie dziwny dźwięk. Maydrin póścił moją łapę i spojrzał w stronę wodospadu. Dźwięk ucichł. Nasuchiwaliśmy w milczeniu. Spojrzałem na swe skrzydło. Nadal było rozdarte. Nie udało mu się. Dźwięk powtórzył się. Skalna póĺka na której staliśmy zaczeła się trząść i pękać. Nagle z wodospadu wychylił się łep smoka. Zaryczał wściekle i przecisnął się krusząc skałę. Nim do nas dotarł skalna półka razem z nami runęła w dół. Ze wszystkich sił próbowałem polecieć. Na próżno. Złapałem Maydrina i  owinąłem go skrzydłami. Jedyne co poczułem to bolesne uderzenie o taflę wody. Potem nastała ciemność...

<Maydrin?>

P.S Za wszelkie błędy bardzo przepraszam, niestety komuter mi padł i jestem zmuszona pisać z tabletu...

niedziela, 21 czerwca 2015

Od Maydrina CD Lilieth

Wadera była biało-szara, miała długą niebieskawą grzywkę i duże oczy w podobnym kolorze, w których odbijała się tafla wody. Chyba mnie wtedy jeszcze nie dostrzegła, ale nie było mi spieszno do tego, by zauważyła moją obecność. Chciałem być tylko tłem, obserwować, czuć, słyszeć.
Musnęła łapą powierzchnię jeziora. Malutkie zmarszczki rozeszły się po tafli, a po chwili znikły. Wadera weszła do wody i stała w niej chwilę, rozkoszując się przyjemnym chłodem, który przenikał jej ciało. Dzisiaj był bardzo ciepły dzień.
Usiadłem na ziemi i podrapałem się za uchem, nie spuszczając wzroku z wilczycy. Ta wchodziła coraz głębiej do jeziora, aż w końcu i jej głowa zniknęła pod powierzchnią. Zaciekawiony wstałem i zbliżyłem się, choć nie podszedłem do samego jeziora, trzymałem się w bezpiecznej odległości. Wadera jest nowa w watasze, pojawiła się kilka dni temu. Wydaje się spokojna i cicha, zupełnie jak woda. Pewnie dlatego jest to jej żywioł.
Położyłem się na trawie i czekałem. Słońce chyliło się ku zachodowi, świat zalał pomarańczowy blask. Ułożyłem głowę na łapach i czekałem. Wilczyca dość długo przebywała pod wodą, ale nie martwiłem się tym zbytnio. Napiłem się wody, wróciłem między krzewy, by schronić się przed wzrokiem innych.
Wilczyca pojawiła się na brzegu zupełnie jak duch. W jednej chwili tafla wody pozostawała spokojna, nienaruszona, a już w następnej jezioro pokrywało tysiące zmarszczek, jakby postarzało się o sto lat.
Poruszyłem się, by zwrócić na siebie uwagę. To była swego rodzaju gra, w której tylko jeden z wilków wiedział o obecności dwojga graczy. Wadera postawiła uszy, nasłuchiwała. Jej oczy lśniły w mroku, który ogarnął świat po tym, jak słońce schroniło się za horyzontem. Zlustrowała spojrzeniem okolicę, aż zatrzymała spojrzenie na mnie. Spuściła wzrok.
- Czekałeś na mnie?- zapytała.
- Skąd wiesz, że jestem nim?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Po oczach- odparła po chwili wahania. Wpatrzyła się we mnie.- Mój przyjaciel miał podobne oczy, można było w nich dostrzec tę samą iskierkę ironii i rozbawienia.
- A gdzie jest teraz twój przyjaciel?
- Musiałam go zostawić- wyznała, zbliżając się.- Musiałam znaleźć watahę i żyć normalnym życiem.
- I znalazłaś.- Uśmiechnąłem się. Wstałem i wyszedłem spomiędzy krzaków. Strąciłem łapą kilka listków, które przyczepiły mi się do futra.- Jestem Maydrin- przedstawiłem się.
- Lilieth.- Również się uśmiechnęła.- Od jak dawna jesteś w Watasze Prawdziwej Przyjaźni?
Zastanowiłem się.
- Kilka tygodni- odparłem po krótkim namyśle.- Dość długo, że znam tu prawie wszystkich, ale ty wydajesz się nowa, dlatego chciałem się poznać. Muszę mieć dobry kontakt z każdym wilkiem.
Lilieth uniosła lekko kąciki ust.
- Wszyscy tutaj są tacy jak ty?- spytała.
- Co masz na myśli?
- Tacy...mili- powiedziała ostrożnie.
- Jasne- przytaknąłem z uśmiechem. Zauważyłem, że wilczyca jest ostrożna i lekko zdystansowana, może nawet nieśmiała. Rozumiałem jej obawy dotyczące innych wilków. Nieśmiałe stworzenia mają o wiele gorzej, muszą dopasować się do społeczeństwa, a jednocześnie nie potrafią łatwo nawiązywać relacji z innymi. Pamiętałem to z pewnej rozmowy ludzi w laboratorium. Zastanawiałem się wtedy, czy nie mnie uważają za nieśmiałego,a też wcale nie chciałem taki być. Na szczęście nie okazałem się taki, choć nie mogłem też stwierdzić, że zawsze lubię towarzystwo wilków i łatwo mi się z nimi rozmawia. Wszystko zależy od charakteru drugiego wilka.
Nie wiedziałem, jak kontynuować rozmowę.
- To może ja już pójdę.- Przerwała milczenie.- Jestem trochę zmęczona.
Kiwnąłem głową na znak zgody i pozwoliłem jej odejść. W sumie miło mi się z nią rozmawiało, nie była oschła ani zimna, lecz raczej przyjaźnie nastawiona do nieznajomych.

<Lilieth?>


sobota, 20 czerwca 2015

Od Maydrina CD Powerlessa

W głowie wciąż mi huczało, lecz nie potrafiłem leżeć bezczynnie. Otworzyłem oczy chwilę wcześniej, nie mogłem jednak od razu wstać i udawać, że nic się nie stało. Dostałem w głowę i to mocno, a to niesie na sobą pewne skutki. Podniosłem się na łapach w chwili, gdy powietrze rozdarł głośny ryk. Poczułem, że ktoś chwyta mnie i stawia na łapy.
- W porządku? Żyjesz?- spytał, a ja uchwyciłem w jego głosie ledwo słyszalną nutkę troski. Pokiwałem głową, choć nie czułem się najlepiej, ale nie chciałem zawracać mu tym głowy. Próbowałem sobie przypomnieć, co się wydarzyło, lecz w głowie miałem totalną pustkę. Zaryzykowałem pytaniem do Powerlessa.
- Co się stało? Mam na myśli...po tym, jak dostałem w głowę.
Powerless przekrzywił głowę, po czym powiedział:
- Zaatakował nas smok. O mało co nie spadłbyś do morza... A potem przeniosłem nas do tej jaskini. Smok się tu nie zmieści, ale nie mam wątpliwości, że wkrótce zniszczy wejście do groty i nic nie będzie go powstrzymywało przed zjedzeniem nas. Chciałem zacząć iść w głąb jaskini, ale się przebudziłeś.
- Czyli musimy iść.
Pokiwał głową. Ruszyliśmy oboje w głąb groty. Z początku droga była dość szeroka, spokojnie mogliśmy iść obok siebie, lecz potem zaczęła się zwężać, aż musieliśmy przeciskać się pomiędzy ścianami. Ostre kamienie raniły nasze ciała, ale nie mogliśmy się poddać. Powerless co jakiś czas pojękiwał z bólu. Parliśmy naprzód. W końcu natrafiliśmy na kolejną grotę, pośrodku której pluskała wesoło woda w małym jeziorku. Podeszliśmy i wychłeptaliśmy kilka łyków. Zimny płyn spłynął mi do gardła, dając poczucie orzeźwienia. Od razu lepiej, przemknęło mi przez myśl.
Powerless wszedł do wody i chwilę pływał na jej powierzchni, odpychając się łapami. Przekręcił się na brzuch i zanurzył pysk w wodzie. Odetchnął z ulgą.
- Od razu lepiej- oznajmił. Zerknął na mnie kątem oka.- Idziesz?
Wahałem się przez chwilę, w końcu jednak wszedłem do jeziorka i pozwoliłem, by chłód przeniknął moje ciało. Wprawdzie nie było tu dużo miejsca, ale dobrze było zatrzymać się i odpocząć. Idąc za przykładem Powerlessa, zanurzyłem pysk w wodzie. Próbowałem trzymać otwarte oczy, lecz poddałem się po kilku sekundach, bo zaczęły strasznie piec.
Basior wygramolił się z wody i otrzepał, od głowy po czubek ogona. Kropelki spadły na mnie i parsknąłem śmiechem, zamknąwszy oczy, by je przed nimi ochronić. Gdy znów je otworzyłem, zauważyłem na ziemi kropelki krwi. Szkarłat prawie stapiał się barwą z otoczeniem, lecz blask, który bił od wody, nie pozwalał pomylić krwi z niczym innym. Pomyślałem, że nie przyszło mi do głowy spytać się Powerlessa, czy jemu nic się nie stało. Miałem jakieś takie przeczucie, że jemu nic nie mogło się stać, ale najwyraźniej się myliłem.
- Co ci jest?- zapytałem, wychodząc z jeziorka. Wilk obrócił się i spojrzał na mnie pytająco.
- Krwawisz. Co ci się stało?
Spuścił głowę i nie odpowiadał przez krótką chwilę.
- Nic takiego- przyznał.- Smok trochę mnie dziabnął jak lecieliśmy do jaskini, ale to nic poważnego. Lepiej ruszajmy dalej.
- Pokaż- zażądałem i zbliżyłem się, by go obejrzeć. Z początku trochę się opierał, ale w końcu dał za wygraną. Może nie chciał dłużej stawiać mi oporu, a może naprawdę potrzebował pomocy, tylko bał się o nią poprosić.
Zacząłem oglądać go ze wszystkich stron. Powerless musiał czuć się dziwnie. Rozwinął skrzydło i pokazał mi, co dokładnie mu dolega.
Nie spodziewałem się ujrzeć czegoś takiego. Wyglądało na to, że wilk cały czas uciskał miejsce zranienia, tamując choć trochę wylew krwi.
- Usiądź- poradziłem mu. Usiadł.
Przyjrzałem się ranie, oceniając ją i zastanawiając się, od czego zacząć. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie rozerwane skrzydło, które naprawia się, a po ranie nie ma śladu. Otworzyłem oczy i ogarnął mnie smutek, bowiem rozdarta błona wiąż zwisała śmiesznie, nie połączona z resztą ciała.
Zaprowadziłem Powerlessa do jeziorka i pomogłem mu przemyć ranę wodą. Widziałem, jak zaciskał zęby z bólu. Naprawdę chciałem mu pomóc. Nienawidziłem patrzeć, jak inni cierpią.
- Daj łapę- poprosiłem.
- Co?- zapytał zdezorientowany.
- Daj łapę- powtórzyłem.- Pomogę.
Nie protestował, choć popatrzył na mnie dziwnie, gdy go dotknąłem. Ścisnąłem mocno jego łapę aż krzyknął cicho, lecz nie wyrwał jej. Wpatrzyłem się w podłogę i pozwoliłem bólowi przepłynąć do mojego ciała. To było coś jak dwie rurki połączone ze sobą na moment mokrą gliną. Woda przepływała przez nie, wlewając się z jednej strony, a wylewając z drugiej, dopóki glina nie spadła na ziemię, a dwie osobne rurki zaraz po niej.
Ból nie był wielki, czułem się jakby ktoś oblewał mi jedną z kończyn gorącą wodą. Gorszego bólu doświadczyłem w laboratorium.
- Gotowe. Narazie.
Nie spojrzałem Powerlessowi w oczy, bałem się, co mogę w nich zobaczyć. Zdziwienie na pewno, może do tego strach moją umiejętnością, zażenowanie, zmieszanie i jeszcze zainteresowanie.
- A teraz skrzydło...- mruknąłem do siebie.
- Już nie boli- powiedział.
- Co?- Podniosłem łeb.
- Już nie boli- powtórzył spokojnie, zerkając przez bark na postrzępione skrzydło. Krew zniknęła.
- Daj łapę jeszcze raz- powiedziałem, widząc, jakie efekty przyniósł poprzedni bezpośredni kontakt.
I wtedy cała jaskinia wybuchła, a towarzyszył temu ogłuszający ryk.
Głowa gigantycznego, kolczastego smoka zawisła nad nami niczym najczarniejszy z księżyców. Kłapnął zębami i zaryczał ponownie.
Nie musieliśmy krzyczeć, oboje dobrze wiedzieliśmy, że musimy uciekać. Pomknęliśmy pędem w głąb groty, mijając jeziorko i dalej, wymijając stalaktyty i stalagmity, wpadając co jakiś czas na ścianę. O mało co nie wybiłem sobie oka, upadając na ziemię kilka centymetrów od ostrej, wystającej skały.
Smok nie poddał się tak łatwo. Ogromnymi łapami kruszył skały, by przedrzeć się za nami głębiej. Gdy minęliśmy już drugą rzeczkę, wpadłem na pomysł.
- Pójdziemy z biegiem rzeki- wyszeptałem Powerlessowi do ucha, by mieć pewność, że mnie usłyszy. Pokiwał głową na znak zgody.
Rzeka przecięła trasę naszej ucieczki niczym srebrno-błękitny wąż. Wślizgnęliśmy się na jego grzbiet i pozwoliliśmy, by prowadził nas z dala od kolczastej bestii.

<Powerless?>


czwartek, 11 czerwca 2015

Od Bellis CD Arna

- Arno ?! Coś się stało ? - spytałam dość przerażona, kurczowo chowając pazury.
- Całe szczęście nic poważnego, ale teraz musisz odpocząć.
- Dobrze wiesz, że nie mogę. Muszę sprawować pieczę nad watahą... przecież jestem sama !
Bez namysłów podniosłam się i zeskoczyłam na twardą ziemię. Przeszłam zaledwie pół metra i upadłam z wycieczenia. Arno zareagował natychmiastowo. Jednak zanim podszedł ujrzałam na ziemi niebieski kolec, automatycznie przypomniałam sobie co się wydarzyło.
- Bellis, miałaś odpocząć ! Zaraz Ci pomogę, poczekaj !
- Podaj mi książkę ! Szybko ! - Krzyknęłam z przerażeniem, licząc na szybką reakcję.
- Ale po co...?
Musiałam jak najszybciej pozbyć się trucizny z kolca Kambuli...


<Arno?>

Od Powerlessa do Maydrina

Wszedłem na Magiczną Skałę zaniepokojony długą nieobecnością basiora. Widoki z niej były piękne jednak z daleka było czuć złowieszczą aurę. Nagle zobaczyłem Maydrina i go zawołałem. Kiedy się odwrócił w moją stronę z jaskini po drugiej stronie skały wypadł dziwnie wyglądający smok.


Stworzenie pędziło w stronę basiora.
-Uważaj! - krzyknąłem, ale było już za późno
Smok uderzył w Maydrina tak że o mało nie spadł ze skały. Basior stracił przytomność. Gad chciał zadać jeszcze jeden cios, nie mogłem na to pozwolić. Stanąłem na tylnych łapach i trzepotałem skrzydłami by wywołać ogromny podmuch wiatru który zdmuchnie gada. Jednak moje moce na nic się nie zdały, smok kiedy uderzyło go powietrze nagle zniknął i zmaterializował się na mną. Zaryczał wściekle i ruszył w moją stronę. Wiedziałem że sam go nie pokonam. W ostatniej chwili uskoczyłem, ale mało co nie spadłem ze skały. Szybko odzyskałem równowagę i wciągnąłem basiora na grzbiet. Zacząłem biec w stronę z której przyszliśmy, ale gad zmaterializował się parę metrów ode mnie. Zawróciłem szybko szukając innej drogi, niestety jej nie znalazłem. Wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Z ciągnąłem basiora z siebie i chwyciłem go  mocno łapami, a potem skoczyłem ze skały mając nadzieję zmylić smoka. Podczas spadania rozprostowałem skrzydła i wyrównałem lot. Szukałem najbliższego bezpiecznego miejsca na lądowanie. Poszukiwania przerwał mi ogłuszający ryk. Odwróciłem głowę i zobaczyłem że smok za mną leci. Nagle przyspieszył i kłapnął szczęką parę centymetrów ode mnie. Uniknąłem jego zębów, ale zaraz po tym smok powtórzył atak. Tym razem mu się udało. Złapał mnie za skrzydło rozdzierając ciekną błonę. Poczułem ciepłą krew i zacząłem spadać. Spadałem w stronę wody, to było nieuniknione. Spojrzałem na wodospad który był niedaleko, lecz na nim ujrzałem ciemną plamę.  Uświadomiłem sobie że za nim jest jaskinia. Postarałem się wyrównać lot. Rozdarte skrzydło boleśnie łopotało w powietrzu. Robiłem co mogłem by dolecieć. Myślałem że mi się nie uda i co gorsze uderzę w skałę. Jednak się udało wpadłem w kaskady spadającej wody, a potem do ciasnej jaskini za nią. Lądowanie było ciężkie, oboje przekoziołkowaliśmy parę metrów. Podniosłem się ociężale. Do środka wpadła głowa smoka, na szczęście cały się nie zmieścił. Zaryczał tak głośno jak tylko mógł, i próbował się wydostać, ale najwyraźniej utknął. Został nam tylko spacer w głąb jaskini. Po chwili Maydrin zerwał się na równe nogi.

<Maydrin?>

UWAGA !

To nic strasznego :p
Mianowicie, chodzi tu o jedną sprawę... pojawianie się czego kol wiek na blogu. Jeżeli wysyłacie opk lub co innego do mnie lub innego administratora (zakładka: Admini) i nie pojawia się to wciągu 24h piszecie do innego admina. Zakładając, iż wysyłacie mi i nie zostało to umieszczone, wysyłacie wszystko co wcześniej do innego administratora dodając notkę w podobie : Wysyłałem/am to już wcześniej do (imię wilka admina). Rozumiecie ? Mam nadzieję, że tak, miłego dzionka :)
Bellis

Od Lilieth

Zacznę od początku. Jestem Lilieth i zostałam wydziedziczona przez watahę. Powód? Byłam zbyt słaba. Urodziłam się w watasze w której liczyła się jedynie siła i sprawność, ja nie byłam ani silna ani zbyt sprawna, także przy nadarzającej się okazji (mianowicie wojny) zostałam wyrzucona pod pretekstem słabości. Wędrowałam przez lasy, pola, pustynie aż trafiłam na kamienną jaskinie położoną w gęstwinie drzew:
Stwierdziłam że będzie dobrym miejscem na odpoczynek zważywszy na to, że od tygodnia praktycznie nie spałam. Położyłam się i usnęłam. Nad ranem obudził mnie szmer dochodzący z tyłów jaskini, wilk z kończynami smoka i niebieską pręgą na poliku, stał i patrzył na mnie z uśmiechem :
 
- A więc jak się spało ? - zapytał wciąż się uśmiechając.
- To twoja jaskinia ? Przepraszam ! Nie wiedziałam ! - wycofałam się odruchowo.
- Tak, jestem Levi ale spokojnie ! Opowiedz kim jesteś i co tutaj robisz taka brudna ? - zmierzył mnie. Miał racje, byłam brudna i śmierdziałam.
- C-Cóż..Jestem Lilieth. - opowiedziałam mu wszystko a on uśmiechnął się i pozwolił się umyć oraz powiedział że mogę u niego zostać. Levi opowiedział mi wiele o sobie i stwierdziłam, że nie będę wybrzydzać. Im dłużej tam byłam tym więcej potrafiłam, Levi nauczył mnie szamaństwa i podszkolił mnie w moich umiejętnościach związanych z wodą. Był dla mnie bratem. Pewnego dnia powiedział, że już czas ruszać, spakował moje rzeczy oraz to co potrzebne mi na drogę.
- Posłuchaj, już dłużej nie możesz tu zostać. MUSISZ sobie znaleźć watahę i prowadzić dobre życie. Zawsze będę na ciebie patrzył, twój stróż, pamiętaj o tym.
- Levi, dziękuję za wszystko, nigdy cię nie zapomnę! Byłeś dla mnie jak brat, dziękuje! - przytuliłam go mocno a on pogładził mnie łapą po grzywce. - Bądź silna i bardziej śmiała Li! - kazał mi się oddalić a ja to zrobiłam i wyruszyłam dalej. Dotarłam do tej watahy i tak zaczęła się moja przygoda..


<Ktoś?>

niedziela, 7 czerwca 2015

Lilieth !

Lilieth w naszej watasze ! Witamy :)

Selekcja - zakończona !

Od Maydrina do Powerlessa

- Jesteś pewien, że chcesz tam iść?
Te wszystkie pytania mocno namieszały mi w głowie. Ciągłe dopytywania, niepewność...a przecież to tylko zwykła skała! Zapewne bardzo ładna i niezwykła, ale tylko skała. Wszystko jest wytworem plotek, wyobraźni wilków, które tam zawędrowały. Nie chcę opierać mojego życia na czyjejś opinii, wolę sam coś sprawdzić, a wtedy będę oceniał, czy Magiczna Skała warta jest całego tego szumu.
Zorientowałem się, że milczałem przez dość długą chwilę, a Powerless spoglądał na mnie wyczekująco.
- Oczywiście, że chcę - odparłem dumnie, choć wcale się tak nie czułem. Chciałem jedynie dodać powagi mojemu stwierdzeniu.- Chodź, ruszajmy.
Powerless trochę się ociągał, ale mimo strachu, który zapewne czuł na myśl, że zmierzamy w stronę tajemniczego paranormalnego miejsca, podążył za mną. Szliśmy w ciszy. Las rozbrzmiewał tysiącem głosów, świergotem ptaków, szelestem liści, które poruszał lekki wiosenny wiaterek. Było duszno, korony drzew zasłaniały słońce, ale też ograniczały widok nieba. W tamtej chwili dużo bym dał za choćby jedno spojrzenie na to niebieskie morze nad nami.
Las wkrótce zostawiliśmy za sobą, a to co ujrzeliśmy, było niepodobne do niczego, co dotąd widziałem. Magiczna Skała była ogromna. Wznosiła się nad nami jako blok szarobiałego kamienia, zasłaniając słońce. Czułem się przy niej taki niepozorny, zupełnie nieważny na tym wielkim świecie. Miejsce to miało swój urok.
Pobiegłem w stronę plaży, która majaczyła w oddali. Stojąc na piasku i wpatrując się w falujące morze, nie mogłem się nadziwić, że można było stworzyć coś tak pięknego, a jednocześnie niedostępnego dla zwierząt.
- Byłeś tu już kiedyś?- zwróciłem się do Powerlessa. Ten w odpowiedzi pokręcił przecząco głową.- Widzisz, nie jest wcale tak strasznie, jak ci się wydawało.
Rozejrzałem się wokół, próbując ogarnąć wzrokiem całe to piękno. Wtedy w oczy rzuciły mi się ledwo dostrzegalne schody wykute w skale. Wzniosłem oczy wyżej, lecz w tej samej chwili słońce wychynęło zza Magicznej Skały i zaświeciło mi prosto w oczy. Zamroczony, zamknąłem oczy, a następnie zamrugałem kilkakrotnie.
Pokonałem kilka pierwszych schodów, wciąż mając mroczki przed oczami. Nie poddawałem się jednak, bo na końcu tej przedziwnej ścieżki miała czekać na mnie nagroda, nowe miejsce, które trzeba było zbadać. Raz oglądnąłem się za siebie, by sprawdzić, czy Powerless podąża za mną. Dostrzegłem go jako malutką białą plamkę na tle błękitnej wody.
Nawet nie zorientowałem się, kiedy dotarłem na miejsce. Przede mną wznosiła się przedziwna rzeźba- masywny wilczy łeb wykuty w skale. Ogromne szczęki były rozwarte, a schody znikały w gardle wilka. Gdy znalazłem się w środku, dotarło do mnie, jak na zewnątrz było gorąco. Chłód tego pomieszczenia przenikał mnie do głębi, gdy spacerowałem ścieżką wciąż w górę i w górę. Potem droga gwałtownie skręciła w lewo i znów wyszedłem na światło dzienne. Skała na kształt gigantycznej tęczy opadała łagodnie w dół, łącząc się z drugą skałą, która wyrastała z morza po drugiej stronie wodospadu. Wodospad znajdował się akurat pode mną, hucząc i grzmiąc, a wody przelewały się przez niego z rykiem.
Powerlessa gdzieś wcięło, może nadal stał na plaży. Ruszyłem przed siebie, teraz jednak bardziej uważając na to, gdzie stawiam kroki. Wędrówka była nudna, ale do czasu. Jakiś czarny kształt spadł z nieba z oszałamiającą prędkością prosto na mnie. Z krzykiem odskoczyłem w bok, poślizgnąłem się i o mało co nie spadłem do wody. Serce biło mi szybko w piersi. Co to było?!
Lecz gdy rozejrzałem się, na skalnej drodze byłem tylko ja.
Coś się ze mną dzieje, przemknęło mi od razu przez myśl. Wtedy zaskoczyłem sam siebie, przypominając sobie plotki o zjawiskach paranormalnych, które miały tu miejsce. A co jeśli one są prawdziwe? Wtedy sam na własnej skórze się o tym przekonam, odpowiedziałem sobie. Potem dotarło do mnie, że już kompletnie ześwirowałem, bo gadam sam ze sobą. Wątpliwości kłębiły się w mojej głowie, nie potrafiłem zatrzymać natłoku tych ponurych myśli. Mieli rację. Wariuję. To był zły pomysł, Powerless miał rację. Spadnę? Co ja teraz zrobię...Zabiję się. Umrę przez własną ciekawość.
- Dysyć!- krzyknąłem, a mój głos odbił się echem od szarobiałych skalnych ścian. Obróciłem się w miejscu, upadłem na ziemię, zaciskając łapy na uszach. Potem wziąłem głęboki oddech, policzyłem do dziesięciu i znów wstałem.
- Maydrin!
Odwróciłem się, szukając źródła głosu. No pięknie, teraz słyszę, jak wołają moje imię, westchnąłem w myślach, zanim ujrzałem stojącego dziesięć metrów ode mnie Powerlessa. Napięcie uleciało.
Ruszyłem swobodnym krokiem w stronę wilka, choć w moich ruchach dałoby się jeszcze zauważyć niepewność. Przywołałem na pysk uśmiech i w myślach powtórzyłem słowa, które chciałem powiedzieć Powerlessowi: Zobaczyłem całą skałę, jest piękna. Ale tu okropnie gorąco, co? Czujesz to? Chodźmy już, zobaczyłem to co chciałem. Może tu kiedyś wrócimy?
- Uważaj!
Kto? Gdzie? Jak? Krótkie spojrzenie w stronę Powerlessa. Rozwarte oczy w geście przerażenia utwierdziły mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak. Krótkie spojrzenie przez bark. Czerwone ślepia. Pazury. Ciemność