sobota, 20 czerwca 2015

Od Maydrina CD Powerlessa

W głowie wciąż mi huczało, lecz nie potrafiłem leżeć bezczynnie. Otworzyłem oczy chwilę wcześniej, nie mogłem jednak od razu wstać i udawać, że nic się nie stało. Dostałem w głowę i to mocno, a to niesie na sobą pewne skutki. Podniosłem się na łapach w chwili, gdy powietrze rozdarł głośny ryk. Poczułem, że ktoś chwyta mnie i stawia na łapy.
- W porządku? Żyjesz?- spytał, a ja uchwyciłem w jego głosie ledwo słyszalną nutkę troski. Pokiwałem głową, choć nie czułem się najlepiej, ale nie chciałem zawracać mu tym głowy. Próbowałem sobie przypomnieć, co się wydarzyło, lecz w głowie miałem totalną pustkę. Zaryzykowałem pytaniem do Powerlessa.
- Co się stało? Mam na myśli...po tym, jak dostałem w głowę.
Powerless przekrzywił głowę, po czym powiedział:
- Zaatakował nas smok. O mało co nie spadłbyś do morza... A potem przeniosłem nas do tej jaskini. Smok się tu nie zmieści, ale nie mam wątpliwości, że wkrótce zniszczy wejście do groty i nic nie będzie go powstrzymywało przed zjedzeniem nas. Chciałem zacząć iść w głąb jaskini, ale się przebudziłeś.
- Czyli musimy iść.
Pokiwał głową. Ruszyliśmy oboje w głąb groty. Z początku droga była dość szeroka, spokojnie mogliśmy iść obok siebie, lecz potem zaczęła się zwężać, aż musieliśmy przeciskać się pomiędzy ścianami. Ostre kamienie raniły nasze ciała, ale nie mogliśmy się poddać. Powerless co jakiś czas pojękiwał z bólu. Parliśmy naprzód. W końcu natrafiliśmy na kolejną grotę, pośrodku której pluskała wesoło woda w małym jeziorku. Podeszliśmy i wychłeptaliśmy kilka łyków. Zimny płyn spłynął mi do gardła, dając poczucie orzeźwienia. Od razu lepiej, przemknęło mi przez myśl.
Powerless wszedł do wody i chwilę pływał na jej powierzchni, odpychając się łapami. Przekręcił się na brzuch i zanurzył pysk w wodzie. Odetchnął z ulgą.
- Od razu lepiej- oznajmił. Zerknął na mnie kątem oka.- Idziesz?
Wahałem się przez chwilę, w końcu jednak wszedłem do jeziorka i pozwoliłem, by chłód przeniknął moje ciało. Wprawdzie nie było tu dużo miejsca, ale dobrze było zatrzymać się i odpocząć. Idąc za przykładem Powerlessa, zanurzyłem pysk w wodzie. Próbowałem trzymać otwarte oczy, lecz poddałem się po kilku sekundach, bo zaczęły strasznie piec.
Basior wygramolił się z wody i otrzepał, od głowy po czubek ogona. Kropelki spadły na mnie i parsknąłem śmiechem, zamknąwszy oczy, by je przed nimi ochronić. Gdy znów je otworzyłem, zauważyłem na ziemi kropelki krwi. Szkarłat prawie stapiał się barwą z otoczeniem, lecz blask, który bił od wody, nie pozwalał pomylić krwi z niczym innym. Pomyślałem, że nie przyszło mi do głowy spytać się Powerlessa, czy jemu nic się nie stało. Miałem jakieś takie przeczucie, że jemu nic nie mogło się stać, ale najwyraźniej się myliłem.
- Co ci jest?- zapytałem, wychodząc z jeziorka. Wilk obrócił się i spojrzał na mnie pytająco.
- Krwawisz. Co ci się stało?
Spuścił głowę i nie odpowiadał przez krótką chwilę.
- Nic takiego- przyznał.- Smok trochę mnie dziabnął jak lecieliśmy do jaskini, ale to nic poważnego. Lepiej ruszajmy dalej.
- Pokaż- zażądałem i zbliżyłem się, by go obejrzeć. Z początku trochę się opierał, ale w końcu dał za wygraną. Może nie chciał dłużej stawiać mi oporu, a może naprawdę potrzebował pomocy, tylko bał się o nią poprosić.
Zacząłem oglądać go ze wszystkich stron. Powerless musiał czuć się dziwnie. Rozwinął skrzydło i pokazał mi, co dokładnie mu dolega.
Nie spodziewałem się ujrzeć czegoś takiego. Wyglądało na to, że wilk cały czas uciskał miejsce zranienia, tamując choć trochę wylew krwi.
- Usiądź- poradziłem mu. Usiadł.
Przyjrzałem się ranie, oceniając ją i zastanawiając się, od czego zacząć. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie rozerwane skrzydło, które naprawia się, a po ranie nie ma śladu. Otworzyłem oczy i ogarnął mnie smutek, bowiem rozdarta błona wiąż zwisała śmiesznie, nie połączona z resztą ciała.
Zaprowadziłem Powerlessa do jeziorka i pomogłem mu przemyć ranę wodą. Widziałem, jak zaciskał zęby z bólu. Naprawdę chciałem mu pomóc. Nienawidziłem patrzeć, jak inni cierpią.
- Daj łapę- poprosiłem.
- Co?- zapytał zdezorientowany.
- Daj łapę- powtórzyłem.- Pomogę.
Nie protestował, choć popatrzył na mnie dziwnie, gdy go dotknąłem. Ścisnąłem mocno jego łapę aż krzyknął cicho, lecz nie wyrwał jej. Wpatrzyłem się w podłogę i pozwoliłem bólowi przepłynąć do mojego ciała. To było coś jak dwie rurki połączone ze sobą na moment mokrą gliną. Woda przepływała przez nie, wlewając się z jednej strony, a wylewając z drugiej, dopóki glina nie spadła na ziemię, a dwie osobne rurki zaraz po niej.
Ból nie był wielki, czułem się jakby ktoś oblewał mi jedną z kończyn gorącą wodą. Gorszego bólu doświadczyłem w laboratorium.
- Gotowe. Narazie.
Nie spojrzałem Powerlessowi w oczy, bałem się, co mogę w nich zobaczyć. Zdziwienie na pewno, może do tego strach moją umiejętnością, zażenowanie, zmieszanie i jeszcze zainteresowanie.
- A teraz skrzydło...- mruknąłem do siebie.
- Już nie boli- powiedział.
- Co?- Podniosłem łeb.
- Już nie boli- powtórzył spokojnie, zerkając przez bark na postrzępione skrzydło. Krew zniknęła.
- Daj łapę jeszcze raz- powiedziałem, widząc, jakie efekty przyniósł poprzedni bezpośredni kontakt.
I wtedy cała jaskinia wybuchła, a towarzyszył temu ogłuszający ryk.
Głowa gigantycznego, kolczastego smoka zawisła nad nami niczym najczarniejszy z księżyców. Kłapnął zębami i zaryczał ponownie.
Nie musieliśmy krzyczeć, oboje dobrze wiedzieliśmy, że musimy uciekać. Pomknęliśmy pędem w głąb groty, mijając jeziorko i dalej, wymijając stalaktyty i stalagmity, wpadając co jakiś czas na ścianę. O mało co nie wybiłem sobie oka, upadając na ziemię kilka centymetrów od ostrej, wystającej skały.
Smok nie poddał się tak łatwo. Ogromnymi łapami kruszył skały, by przedrzeć się za nami głębiej. Gdy minęliśmy już drugą rzeczkę, wpadłem na pomysł.
- Pójdziemy z biegiem rzeki- wyszeptałem Powerlessowi do ucha, by mieć pewność, że mnie usłyszy. Pokiwał głową na znak zgody.
Rzeka przecięła trasę naszej ucieczki niczym srebrno-błękitny wąż. Wślizgnęliśmy się na jego grzbiet i pozwoliliśmy, by prowadził nas z dala od kolczastej bestii.

<Powerless?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz