niedziela, 21 czerwca 2015

Od Maydrina CD Lilieth

Wadera była biało-szara, miała długą niebieskawą grzywkę i duże oczy w podobnym kolorze, w których odbijała się tafla wody. Chyba mnie wtedy jeszcze nie dostrzegła, ale nie było mi spieszno do tego, by zauważyła moją obecność. Chciałem być tylko tłem, obserwować, czuć, słyszeć.
Musnęła łapą powierzchnię jeziora. Malutkie zmarszczki rozeszły się po tafli, a po chwili znikły. Wadera weszła do wody i stała w niej chwilę, rozkoszując się przyjemnym chłodem, który przenikał jej ciało. Dzisiaj był bardzo ciepły dzień.
Usiadłem na ziemi i podrapałem się za uchem, nie spuszczając wzroku z wilczycy. Ta wchodziła coraz głębiej do jeziora, aż w końcu i jej głowa zniknęła pod powierzchnią. Zaciekawiony wstałem i zbliżyłem się, choć nie podszedłem do samego jeziora, trzymałem się w bezpiecznej odległości. Wadera jest nowa w watasze, pojawiła się kilka dni temu. Wydaje się spokojna i cicha, zupełnie jak woda. Pewnie dlatego jest to jej żywioł.
Położyłem się na trawie i czekałem. Słońce chyliło się ku zachodowi, świat zalał pomarańczowy blask. Ułożyłem głowę na łapach i czekałem. Wilczyca dość długo przebywała pod wodą, ale nie martwiłem się tym zbytnio. Napiłem się wody, wróciłem między krzewy, by schronić się przed wzrokiem innych.
Wilczyca pojawiła się na brzegu zupełnie jak duch. W jednej chwili tafla wody pozostawała spokojna, nienaruszona, a już w następnej jezioro pokrywało tysiące zmarszczek, jakby postarzało się o sto lat.
Poruszyłem się, by zwrócić na siebie uwagę. To była swego rodzaju gra, w której tylko jeden z wilków wiedział o obecności dwojga graczy. Wadera postawiła uszy, nasłuchiwała. Jej oczy lśniły w mroku, który ogarnął świat po tym, jak słońce schroniło się za horyzontem. Zlustrowała spojrzeniem okolicę, aż zatrzymała spojrzenie na mnie. Spuściła wzrok.
- Czekałeś na mnie?- zapytała.
- Skąd wiesz, że jestem nim?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Po oczach- odparła po chwili wahania. Wpatrzyła się we mnie.- Mój przyjaciel miał podobne oczy, można było w nich dostrzec tę samą iskierkę ironii i rozbawienia.
- A gdzie jest teraz twój przyjaciel?
- Musiałam go zostawić- wyznała, zbliżając się.- Musiałam znaleźć watahę i żyć normalnym życiem.
- I znalazłaś.- Uśmiechnąłem się. Wstałem i wyszedłem spomiędzy krzaków. Strąciłem łapą kilka listków, które przyczepiły mi się do futra.- Jestem Maydrin- przedstawiłem się.
- Lilieth.- Również się uśmiechnęła.- Od jak dawna jesteś w Watasze Prawdziwej Przyjaźni?
Zastanowiłem się.
- Kilka tygodni- odparłem po krótkim namyśle.- Dość długo, że znam tu prawie wszystkich, ale ty wydajesz się nowa, dlatego chciałem się poznać. Muszę mieć dobry kontakt z każdym wilkiem.
Lilieth uniosła lekko kąciki ust.
- Wszyscy tutaj są tacy jak ty?- spytała.
- Co masz na myśli?
- Tacy...mili- powiedziała ostrożnie.
- Jasne- przytaknąłem z uśmiechem. Zauważyłem, że wilczyca jest ostrożna i lekko zdystansowana, może nawet nieśmiała. Rozumiałem jej obawy dotyczące innych wilków. Nieśmiałe stworzenia mają o wiele gorzej, muszą dopasować się do społeczeństwa, a jednocześnie nie potrafią łatwo nawiązywać relacji z innymi. Pamiętałem to z pewnej rozmowy ludzi w laboratorium. Zastanawiałem się wtedy, czy nie mnie uważają za nieśmiałego,a też wcale nie chciałem taki być. Na szczęście nie okazałem się taki, choć nie mogłem też stwierdzić, że zawsze lubię towarzystwo wilków i łatwo mi się z nimi rozmawia. Wszystko zależy od charakteru drugiego wilka.
Nie wiedziałem, jak kontynuować rozmowę.
- To może ja już pójdę.- Przerwała milczenie.- Jestem trochę zmęczona.
Kiwnąłem głową na znak zgody i pozwoliłem jej odejść. W sumie miło mi się z nią rozmawiało, nie była oschła ani zimna, lecz raczej przyjaźnie nastawiona do nieznajomych.

<Lilieth?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz