czwartek, 16 kwietnia 2015

Od Deathre do Maydrina

Szliśmy dalej na wschód. Maydrin kroczył leniwie obok mnie. Muszę przyznać, że był on dość... Osobliwy. Nie wyglądał na zwyczajnego wilka, i pewnie takim nie był. Obiło mi się o uszy, że miał ciekawą przeszłość, ale nie zwróciłam na to uwagi. Wolałam nie wnikać. Ja sama miałam ciężką przeszłość i nie lubię o tym opowiadać. Maydrin chyba też. Nie wygląda na wilka dzielącego się ze wszystkimi swoimi przeżyciami. Czasami miałam dziwne wrażenie, że jego skóra emanuje chłodem, ale to pewnie przywidzenia.

Po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce tymczasowego obozu. Abbys siedziała przy pni drzewa i odpoczywała zamyślona. Avaer znosiła kawałki połamanych gałęzi na ognisko.
- Nareszcie jesteś. - powiedziała, gdy mnie zauważyła.
- Byłabym szybciej, gdyby pewien jegomość się trochę bardziej pospieszył, zamiast spacerować. - powiedziałam z wyrzutem. Mydrin wzruszył ramionami. Przewróciłam oczami. Zbliżyłam się do sterty drewa. Zniosłam kilka suchych gałęzi i ruchem głowy rozpaliłam ognisko. W górę wystrzelił słup ognia, który kilka sekund później się zmniejszył.
- Tam jest pięć królików, dziewięć danieli i dwie sarny. Częstuj się. My już jesteśmy najedzone. - powiedziałam. Ja wdrapałam się na pobliskie drzewo i skacząc weszłam na gałąź dziewięć metrów nad ziemią.
- Spadniesz. - powiedział Maydrin.
- Nie, tatusiu. Poradzę sobie. - powiedziałam z ironią.
- Ona tak sypia i do tej pory nic się jej nie stało. - dopowiedziała Abbys spokojnie. Ja tym czasem położyłam się wygodnie. Słońce mocno świeciło, więc to nie była dobra pora na łowy. Maydrin spokojnie jadł zająca. Wkurzało mnie to, że on wszystko, co ja robię w pośpiechu robił tak spokojnie. Irytujące. Zamknęłam oczy. Cieszyłam się chwilą spokoju. Lecz nie na długo. Usłyszałam głos Maydrina.
-...

<Maydrin?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz