poniedziałek, 30 marca 2015

Od Deathre - Konkurs WIOSENNY

Nudziłam się przeokropnie. Właśnie siedziałam na drzewie i bawiłam się płomykami ognia. Nie miałam co robić. W końcu zeszłam z drzewa. Zrobiłam się głodna. Pomyślałam, że pora na małą wycieczkę do lasu łowów. Ruszyłam ścieżką. Nie spieszyło mi się. Był słoneczny poranek. Słońce, które niedawno wzeszło, przebijało się przez liście i kępy drzew. Pomarańczowe i żółte motyle fruwały blisko ziemi. Nagle poczułam zapach sarny. Chwilę później coś poruszyło się w krzakach. Podeszłam tam powoli i odchyliłam łapą liście i gałązki. Zobaczyłam tam małą sarenkę ze złamana nogą. Normalnie od razu bym ja zabiła, ale coś mnie powstrzymało. Źrebię patrzyło na mnie ciemnymi oczami tak, ze nie mogłam się poruszyć. Ono wpatrywało się we mnie, a ja w nie. W pewnym momencie poruszyło nosem i kichnęło. Wszystko byłoby normalne gdyby nie to, że kichnęło... Ogniem. Z nosa sarenka wyleciał płomyk, lekko przypalając przy tym najbliższy liść.
Rozejrzałam się wokoło. Nigdzie nie było najmniejszego śladu stada saren. Małe źrebię było samotne, a ja poczułam, że muszę mu pomóc. Nie wiem dlaczego chciałam to zrobić, przecież normalnie bym je zabiła. Ale ono miało jakiś związek z ogniem, czyli moim żywiołem.
Pomogłam małemu wyjść z krzaków. Jedyne co przychodziło mi na myśl to pójść do świętego drzewa. Kazałam wejść źrebięciu na swój grzbiet i ruszyłam biegiem w stronę Drzewa. Starałam się biegnąć tak, aby sarenka nie spadła z mojego grzbietu. Biegłam po świeżej trawie. Dopiero teraz zauważyłam, ze zbliża się wiosna. Kilka ptaków przeleciało obok mnie. Po obrzeżach drogi rosły krokusy i przebiśniegi.
Na drzewie zauważyłam młodą wiewiórkę. Uśmiechnęłam się pod nosem. Las był piękny.
Niestety po pewnym czasie natrafiłam na przeszkodę. Szeroki i głęboki strumień płynął wkoło Świętego Drzewa. Wydaje się to nie być problemem, ale co innego jak jest się wilkiem wody.
Ja mogłabym go przeskoczyć, ale sarenka ze złamana nogą już nie. O przejściu przez rów nie było mowy.Było jeszcze inne rozwiązanie, ale bardziej ryzykowne i narażone na niepowiedzenie. Przeskoczyć strumień z sarną na grzbiecie.
Miałam jakieś czterdzieści procent szans ze mi się uda. Reszta to szansa, że źrebie spadnie. A rów był bardzo głęboki. Ale musiałam to zrobić, nie miałam wyjścia. Kazałam sarence mocniej złapać się mnie nogami. Rozpędziłam się i wykonałam skok.
Udało się! Nikomu nic się nie stało. Po chwili odetchnięcia ruszyliśmy do Świętego Drzewa. Gdy w końcu stanęłam przy drzewie, źrebię zeskoczyło z mojego grzbietu i położyło się na ziemi. Ja spojrzałam na drzewo i powiedziałam:
-Wiem, ze nie wolno naruszać twojego spokoju, ale potrzebuję pomocy. Rośniesz tu zanim jeszcze powstała wataha, zanim pojawiły się tu pierwsze drzewa i zwierzęta. Znasz więc całą przeszłość tego miejsca. Ale potrafisz także czytać z przyszłości. To źrebię potrzebuje pomocy. Jest niezwykłe, gdyż jest w jakiś sposób związane z żywiołem ognia. Lecz nie mogę znaleźć jego stada. Święte Drzewo, proszę cię o pomoc.
Przez pierwszych kilka chwil nic się nie wydarzyło. Sarenka znowu kichnęła, a potem zaległa cisza. Trwało to jeszcze kilka minut i pomyślałam, że to nic nie da. Ale wtedy ziemia zadrżała. Usłyszalam cichy szept.
 - Pójdziesz na Magiczną skałę...
 - Ale wilki z stamtąd nie wracają!  - krzyknęłam.
- Ty powrócisz. Znajdziesz tam matkę tego źrebięcia. Po tym ostrożnie się oddalisz. Nie będziesz mogła powiedzieć co się dzisiaj wydarzyło. - odparło drzewo. Odczekałam kilka chwil i znów zabrałam sarenkę na grzbiet. Kolejna długa droga przede mną.
Ruszyłam ponownie ścieżką. Droga zajęła mi około dwie godziny. Po chwili tam dotarłam. Natychmiast zauważyłam dorosłą sarnę niespokojnie chodzącą wokół skał. Gdy mnie zauważyła chciała uciekać, ale zobaczyła źrebię na moim grzbiecie. Nieśmiało do mnie podeszła, a sarenka zeskoczyła z mojego grzbietu. Natychmiast kulejąc podeszło do mamy i kichnęło ogniem. Sarna polizała jego chora nogę i przestało utykać. Po tym odeszłam.
Tak skończyła się ta przygoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz